Mam wrażenie, że minęły wieki od naszego wyjścia ze Szpitala... A to dopiero mija dwa tygodnie. Kubuś tak gania i rozrabia, jakby mu nic nie było i nic się nie stało. Ja także poczułam się tak, jakby te stomie były już od dawna i je zaakceptowałam do końca. Jakby to było coś zupełnie normalnego.
Nadal używamy pieluch zamiast woreczków - jest nam jakoś łatwiej; a poza tym nie wiem dokładnie ile możemy ich użyć, aby nie przekroczyć limitu. W końcu te 480 złotych jest nie tylko na woreczki, ale także na potrzebne do tego gaziki i kremy. Jutro chcę się rozliczyć z tego miesiąca i pewnie wtedy dokładniej dowiem się ile możemy woreczków w miesiącu użyć, aby się wyrobić w limicie.
W domu jest pełno wszelkiego rodzaju broni - od shotgunów po pistolety nawet złote. Dzieci są zaopatrzone lepiej niż chyba wszystkie organizacje terrorystyczne. Ganiają po ogrodzie i strzelają z kulek, mówiąc że bawią się w gliniarzy i policjantów (ja nie widzę w tych określeniach różnicy, ale oni tak i to wyraźną - jeszcze nie dowiedziałam się od nich definicji tej gry...). W każdym razie mają zabawę na 102 i nie mam zamiaru tego zmieniać - interweniuję jednak, gdy wydaje mi się zbyt niebezpieczny moment, a dokładniej gdy w niebezpiecznych miejsach ogrodu się znajdują... - moje wizje na ten temat - co prawda - mogą dotyczyć całego ogrodu, ale staram się je urealniać, gdyż inaczej to nawet łóżko byłoby niebezpieczne z mojego punktu widzenia. A propos, Jacek (starszy brat Kubusia) dzisiaj jadąc na rowerze nadział się ręką na gałąź (niewielkie zadrapania). Jednak jak to zrobił stanowi nie lada wyczyn - wjechał na gałąź jadąc na przód, bo patrzył się do tyłu...
Madzia była dzisiaj na zakupach w swoim foteliku. Nie mogła po prostu wyjść z podziwu jak była w sklepie. Nóżki, które cały czas normalnie pracują, w sklepie były cały czas wyprostowane, a buzia rozdziawiona. Stwierdziłam także wtedy, że zabieranie tak małego dziecka w foteliku-nosidełku na zakupy i włożenie tego fotelika do wózka sklepowego ma dobre strony jak chce się mało wydać - po włożeniu fotelika niewiele można jeszcze do tegoż wózka włożyć:-)
Kubuś nadal nie przepada za "myju-myju". Jeszcze jest w stanie znieść normalne mycie, ale mycie włosów stanowi dla niego gehennę gorszą niż obcinanie paznokci. A niestety zwłaszcze po takich zabawach ogrodowych "myju-myju" jest niezbędne. Myjemy się szarym mydłem, oczywiście poza włosami - do nich używamy szamponu dla dzieci "no more tears". Fakt, że dzisiaj Kubuś po prostu ze zmęczenia po zabawie zasnął wcześniej niż normalnie, a potem obudził się i "myju-myju" po krótkiej drzemce i zmęczeniu było dla niego koszmarem jeszcze większym niż normalnie. Niedługo potem zasnął spokojnie przy "Złomku". Pewnie rano zrobi wcześnie pobudkę, ale w sumie to dobrze, bo musimy wcześnie wstać, gdyż jedziemy do lekarza na kontrolę. Ja wieczór wykorzystałam na przygotowanie tortu na zaległe urodziny (w Szpitalu nie chcieliśmy ich robić).
czwartek, 25 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz