czwartek, 2 grudnia 2010

Koniec

Z Kubusiem w sumie wszystko w porządku. Nadal, w sumie do końca życia, musi być pod nadzorem nefrologów i ostatnio także pulmonologa. Jak na razie wygląda, że wszystko po woli zacznie się układać, choć w sumie zawsze było ułożone.

Ostatnio doszłam do wniosku, że Kubuś jest już na tyle duży, że nie wypada, aby mama rozpisywała się na jego prywatne tematy. On sam coraz mniej jest chętny do "wyróżniania" się z powodu choroby, a zatem postanowiłam zakończyć to blogowanie.

Jeżeli ktoś miałby pytania to proszę kierować je na mój e-mail: bodziabp@gmail.com.
Bardzo chętnie pomogę na ile będę mogła.

Wszystkich czytelników serdecznie pozdrawiam,

Mama Kubusia

sobota, 9 października 2010

Piątek, 8 października 2010 r., Duszności

Już w sierpniu zaczęły się pierwsze ataki duszności u Kubusia. Jednakże ich występowanie było na tyle sporadyczne (np. jeden na tydzień, dwa), że nie można było powiązać ich występowania z jakimkolwiek zjawiskiem alergicznym. Dostawał wtedy Berodual raz i wszystko wracało do normy na ten tydzień czy dwa.

We wrześniu, Jacuś jak zwykle kaszlący tylko jeden dzień, coś przyniósł. Położyło to nawet mnie, Madzię i Kubusia. Agacia trochę później i jakby już słabiej. Do tego Gucia i nawet Dziadek przez jeden-dwa dni. W każdym razie u Kubusia, pomimo wizyty u lekarza, to było przeziębienie. Na początku napewno tak było, ale później naprawdę brzydki kaszel i duszności nie ustawały; wręcz jakby się zaczęły nasilać. Już zaczynałam się coraz bardziej martwić, czy to nie zapalenie płuc... Już w swoim życiu przeszedł je właściwie bez objawów poza kaszlem... takim brzydkim....

W końcu w czwartek, 7 października, wylądowaliśmy u pulmonologa. Agaci sprawdzenie wyszło całkiem dobrze, natomiast z Kubusiem sama Pani Doktór nie była do końca pewna. W końcu uzgodniłyśmy, aby dla pewności zrobić mu RTG płuc, które na szczęście nie wykazało nic strasznego, poza oskrzelowym zapaleniem. Dostał antybiotyk i lekarstwa wziewne, a w poniedziałek jesteśmy umówieni na kontrolę.

Uzgodniłam też z Kubą w czasie naszej wizyty u pulmonologa, że wymienimy nasz nebulizator. Dokładniej to było tak, że w czasie badań podano mu Berodual przez nebulizator, który okazał się o wiele cichszy od naszego. W czasie inhalacji przeliczyłam ile nasz ma i w sumie wyszło, że do antyków by się nadawał. Został kupiony dla malutkiej jeszcze wtedy Agatki... Różnica cenowa w sumie jest kolosalna. Za ten stary zapłaciliśmy 1.000,00 złotych i to jeszcze, można powiedzieć prawie zdobyczny, natomiast teraz w aptece, mając akurat w tej tylko dwa do wyboru, zapłaciłam 150,00 złotych.... To jest wielka różnica, choć nie dziwi nas nawet przy telewizorach HD, to w takim wypadku, gdy w sumie funkcjonowanie urządzenia jest prawie takie samo, patrząc od strony fizyki i mechaniki, to jest kolosalna różnica. Najbardziej wyczuwalną zmianą była głośność pracy nowego nebulizatora, przez co wszystkim się bardzo spodobał - jest o wiele wiele cichszy.

Leki działają, a Kubuś szaleje, dosłownie.

Przynajmniej czuję się trochę uspokojona, że to nic bardziej groźnego i że wreszcie, to przede wszystkim, jest leczony. W poniedziałek mamy też ustalić leki na później.

wtorek, 14 września 2010

Poniedziałek, 13 września 2010 r., Jak tam Kubuś

Czas na moje refleksje...

Stomie zamknięte. Kubuś siusia, nie popuszcza, nie ma "wpadek" czy "przypadków"; wszystko niby jest w jak najlepszym porządku, ale....

Może się czepiam, ale jest kilka rzeczy, których nie mogę nie zauważyć. Przez ponad 3 lata, jak Kubuś miał stomie, astma nie dała ani razu o sobie znać, a teraz... od końcówki sierpnia coś tam się ima. Niby nic nie było, teraz to jakieś przeziębienie, ale... Coś nie tak mi to wygląda, jak przez ostatnie trzy lata...

Wystąpiły duszności, co jakiś czas, co kilka dni... Teraz jest przeziębiony, więc do zerówki nie chodzi. Przeziębiona jest prawie cała rodzina, poza psami i Pepe, bo kot też czasami psika... Ale to nie to. Nie umiem tego dokładnie opisać, ale jest to inaczej, bardziej astmatycznie (czego nie było od czasu wyłonienia stomii do zamknięcia ostatniej). Umówię go na wizytę u pulmonologa, ale to nie wydaje mi się przyczyną duszności... Obawiam się, że to jakiś mały zator w drogach moczowych coś powoduje.... Na kontrolę jesteśmy umówieni dopiero na drugą połowę października, ale w tym miesiącu wpadniemy na kontrolę do urologa, więc może wtedy Kubuś zostanie "prześwietlony"...

Powiedzmy szczerze, nie wszystko da się wymacać czy zobaczyć, jednak takie zmiany, w sumie nagłe powodują, że nie patrzysz sztampowo na objawy (której przed wyłonieniem stomii przypisywaliśmy, łącznie z lekarzami, astmie w rodzinie).

Już bardzo rzadko, mniej więcej raz na dwa-trzy tygodnie, Kubuś wspomni o jakimś bólu w plecach. Tylko jak pokazuje gdzie, to nigdzie to nie pasuje. Wyżej niż nerki, niżej niż płuca. W sumie wygląda to tak, jakby bolał go krzyż... Ale to także nie to...

Mam nadzieję, że w czasie kontroli u urologa zrobią nam USG, to wtedy dowiemy się może bliżej co dzieje się w drogach moczowych po zamknięciu stomii.


Środa, 1 września 2010 r., Rozpoczęcie roku szkolnego

Wstaliśmy po 7-mej, co dla Kuby nie było najfajniejsze, choć podniecony był dzisiejszym dniem. Tym razem nie tylko Agata i Jacek szykowali się do szkoły, ale także i on szedł na rozpoczęcie roku szkolnego. W całym tym rozgardiaszu Madzia także wstała, ale o tej porze nie widziała jeszcze powodu do wychodzenia z domu.

Pomimo zapowiedzi, pogoda rano dopisała i było słońce, choć chłodno. W sumie bardzo chłodno, bo jeszcze dwa-trzy dni wcześniej był upał, a tu nagle niecałe 12-14 stopni...
Agatka i Jacek poszli na rozpoczęcie roku do Gimnazjum. Natomiast ja z Kubusiem do Podstawówki, gdzie jeszcze w czerwcu chodził Jacek.

Rozpoczęcie roku, było jak zawsze, na sali gimnastycznej. Ponieważ nie widziałam nigdzie zebranej zerówki, więc zajęliśmy miejsca na sali. Zerówka została "zwołana" w czasie ceremonii. Pomimo, że Kubusia uprzedzałam, że będzie musiał iść sam na środek sali, to jakoś to do niego nie dotarło. Jak przyszło do wyjścia na środek sali, to trema go taka dopadła, że prawie był jak sparaliżowany; szedł jak robot pchany przeze mnie.... Tylko na chwilę mieli wyjść na środek. W sumie od razu było widać dzieci, które chodziły do przedszkola - te odważne, i te wychowywane do dziś w domowych pieleszach - trzymające się spódnic mam. Kubuś, jako mamin synek, tym bardziej starał się mnie trzymać.

Każdy z zerówkowiczów dostał plakietkę (Kubuś żółtą buźkę z uśmiechem widoczną na zdjęciu) i mogli już wrócić do swoich mam i tatusiów.

Po głównym apelu udaliśmy się do szkoły do sali, gdzie było naprawdę krótkie zebranie. Przypuszczam, że ta ceremonia, poza faktem wystąpienia przed całą szkołą, nie zaważyła tak na poglądzie Kuby, jak ceremonia zakończenia roku szkolnego, w czerwcu, kiedy to naprawdę była bardzo długa.... W każdym razie nie chciał iść do szkoły następnego dnia, co powtarzał przez całe wakacje od czasu tej nieszczęsnej ceremonii zakończenia roku szkolnego....

Kubusia nastawienie zmieniło się diametralnie następnego dnia, po normalnym dniu w zerówce, w sali z Panią, w grupie 14 zerówkowiczów... Teraz szkoła mu się spodobała i tak trzymać!!!


Czwartek, 5 sierpnia 2010 r., Wyjęcie cewnika DJ

W czwartek, zgodnie z terminarzem, zgłosiliśmy się na przyjęcie do Szpitala na wyjęcie włożonego cewnika DJ. Oficjalnie zostaliśmy przyjęci, choć na noc udało nam się pojechać do domu.

Wróciliśmy następnego dnia około 7:30 i Kubuś poszedł ponownie na Blok Operacyjny. Teraz już miał mniejszy entuzjazm niż przy zamykaniu stomii, ale i tak dzielnie poszedł.

Tym razem wszystko poszło bez żadnych problemów. Szwy się pięknie zagoiły, więc nie było już żadnych niespodzianek, a wyjęcie cewnika było formalnością.

W sobotę Kubusia przewieziono na Chirurgię, ale było prawie pewne, że tego samego dnia wyjdziemy do domu. I tak też się stało. Tym razem także wpadliśmy do sklepu z grami i kupiliśmy Rachet & Clank, w którą graliśmy w domu po powrocie. Żeby Kubusiowi jeszcze bardziej umilić całą sytuację przygotowałam mu jeden z ulubionych obiadów.

Starszaki już wróciły z Wa-wy, więc było więcej osób do skakania przy Kubie, a Madzia tym razem nie czuła się samotna.

Wszystko zapowiadało się tak, że chociaż ta część wakacji będzie atrakcyjniejsza. A tu pogoda w kratkę i do tego bakterie w morzu, czyli wyjazd byłby bez sensu. Pogoda w kratkę zniechęcała do kąpieli w basenie i tak, można powiedzieć, prawie w domu minęła końcówka wakacji...


Piątek, 23 lipca 2010 r., Zdjęcie szwów

Dzisiaj pojechaliśmy do Szpitala na zdjęcie szwów. Rana pięknie się goiła, bez żadnych niespodziewanych przygód. Jednak okazało się, że po zdjęciu szwów kąpać będzie się mógł dopiero po dwóch tygodniach, czyli około 10 sierpnia.... Znowu basen i wszystko poszło w odstawkę....


poniedziałek, 13 września 2010

Środa, 14 lipca 2010 r., Dzień po operacji

13-go lipca odbyła się operacja zamknięcia drugiej stomii Kubusia. Zdjęcie jej, zgodnie z rytuałem, zostało dzień wcześniej zrobione. Kubuś na operację poszedł dzielnie, w sumie jak zawsze ostatnio, aż mi dech w piersiach zaparło i lekkie ukłucie uczułam. Ciekawe, czy dorosły by poszedł tak dzielnie, jak 6-latek?...

Tego dnia od 7:30 rano nie widziałam go, aż do następnego dnia. Telefon na pooperacyjny był sztampowy. Miałam wrażenie, że Panie tam odbierające mają dla każdego rodzica taką samą śpiewkę, obojętnie jaki pacjent. Miałam tego dnia złe przeczucia, które, jak się niestety okazało następnego dnia, się sprawdziły.....

Przyjechałam do Szpitala około 8 rano, aby być zanim Kubusia przewiozą z Pooperacyjnego na Chirurgię. Rano nie było miejsc, aby przewieźć Kubusia (co było zgodne z moimi przewidywaniami na temat okresu wakacyjnego), chyba że wezmę "hotelówkę". Zdecydowałam się na to ostatnie, bo i tak wiedziałam, że na pewno kilka dni do tygodnia tutaj spędzimy. W związku z tym Kubusia przewieziono już rano.

Nie podobał mi się. Miał podkrążone oczy, ale nie od płaczu. Jakby mu coś ciążyło, przeszkadzało... Jakby, coś było nie tak... Do tego, pomimo, że był bardzo głodny, nie udało się mu nic zjeść. Wszystko od razu zwracał... Rozumiałam, że po narkozie tak może być, ale to już nie był efekt narkozy... Do tego po około 2 godzinach zauważyłam, że opatrunek jest mokry, mokry jak od moczu. Po niedługim czasie Kubuś pojechał na zmianę opatrunku, gdzie okazało się (moje koszmarne przypuszczenie się sprawdziło), że mocz przecieka przez ranę. W związku z tym Kubuś po godzinie wrócił ponownie na blok operacyjny.

Ja wyszłam na spacer. Spotkałam się z Misiem, który miał nas dzisiaj odwiedzić i powiedziałam mu złe wiadomości. Pokręciliśmy się wokoło Szpitala, bo trudno to nazwać spacerem, jak człowiek cały czas patrzy na zegarek i zastanawia się czy już po zabiegu i czy się tym razem udał do końca. W końcu zadzwoniłam i co prawda otrzymałam tą samą formułkę, co dzień wcześniej, ale mimo to poczułam się lżej. Tym razem wróciłam do Szpitala i czekałam z nadzieją, że może go późno wieczorem przewiozą na Chirurgię... Od lekarza dyżurnego dowiedziałam się, że już teraz nie przecieka i jest w porządku - sam poszedł sprawdzić, czy tak jest zanim mi to powiedział. Tą noc spędziłam w Szpitalu "sama", bo jak się okazało, że go nie przewiozą było już bez sensu, aby wracać do domu i po krótszym śnie rano wracać, aby być jak go będą przewozić z Pooperacyjnego.

Rano znowu się zobaczyliśmy. Tym razem o wiele lepiej na buźce wyglądał. Apetyt też miał i to bez żadnych żołądkowych sensacji. Od razu widać było, że teraz jest już w porządku. Kubusiowi założono cewnik DJ, który miał być usunięty za dwa tygodnie. Teraz Kubuś dochodził do siebie. Miał zezwolenie na picie Coca-Coli, co od razu "zwiększyło" jego zdrowie, a w pokoju miał kolegę w tym samym wieku wraz z TV i PlayStation. No więc chłopcy mieli co robić w ciągu dnia....

W sobotę, 17 lipca, wyszliśmy do domu. Wracając zahaczyliśmy o MM, aby dokupić pada i nową grę na rekonwalescencję - Madagaskar 2. Niestety pierwszej części, w którą grał w Szpitalu, w sklepie jak MM już nie kupisz, bo "stara" jest. Ale ta także mu się spodobała.

Madzia stęskniona serdecznie nas przywitała. Tym bardziej jej smutno było, gdyż w piątek Agata i Jacek wyjechali do cioci na wakacje, a więc została na prawie 24 godziny bez żadnego rodzeństwa. Nie pocieszał ją fakt, że w tej sytuacji "wszystko" było jej, to jeszcze nie ten wiek. Można powiedzieć, że była nawet smutna, że została sama. W związku z tym po obiedzie Madzia, ja i Kubuś siedliśmy do gry Madagaskar.

Kubuś został wypuszczony ze Szpitala jeszcze ze szwami. Na ich zdjęcie mieliśmy się zgłosić dopiero w piątek. Do tego czasu wszelkie kąpiele, a także dłuższe wycieczki czy spacery nie wchodziły w rachubę. Blizna Kubusia bolała, więc nikt nie chciał jej nadwyrężać. Stąd tydzień, w sumie pięknego i gorącego lata, spędzony w domu przed TV z wiatrakiem....


Poniedziałek, 12 lipca 2010 r., Dzień przed operacją

Od początku wakacji, czyli 25 czerwca, bo tak w szkole wypadało zakończenie roku szkolnego do 12 lipca kursowaliśmy do szpitala dwa razy dziennie na karmienie motylka.

Lato w tym roku dopisało, więc koniec czerwca i lipiec były upalne. Basen rozstawiony, ale niestety Kubuś nie mógł się kąpać.... Jedynie co, to nogi mógł zamoczyć. Motylka nie można zmoczyć.... W sumie mu to przez pewien czas nie przeszkadzało, był zadowolony, że ma motylka, ale upał, basen czy nawet wyjazd nad obiecane morze nie były dla niego dostępne. Zabranie dziecka nad morze i zakazanie mu kąpieli, to uważam chyba za najbardziej wredne wakacje. W związku z tym nigdzie nie pojechaliśmy.

Ponieważ było bardzo upalnie, a Kubuś nie mógł się kąpać, to była szczęśliwa z posiadania PS2 i wiatraczka chłodzącego (który "zdobyliśmy dosłownie zanim ludzie się na nie rzucili, o czym nawet w dzienniku mówli). Mimo wszystko nie były to udane jak na razie wakacje, a miały się do końca okazać nieudane pod względem urlopowo-wycieczkowym.

Doskonale też wiedzieliśmy, że operacja ma nastąpić w najbliższym czasie. Nie chciałam operacji w wakacje; chciałam, aby była na jesieni. Kubuś miałby normalne wakacje (ostatnie przed szkołą), do tego w wakacje zawsze jest tłok na oddziale chirurgicznym... , a jesienią jest zdecydowanie mniej tam osób... Ale niestety, jałowość moczu zwyciężyła i zamknięcie drugiej stomii miało nastąpić w lipcu. Operacja została w końcu zaplanowana na 13-go lipca.


sobota, 26 czerwca 2010

Piątek, 25 czerwca 2010 r., Kolejne Pseudomonas....

Początek wakacji zaczął się dla Kubusia niefortunnie. Po wielokrotnych badaniach wyszły mu w moczu bakterie pseudomonas. Niestety, ta bakteria wiąże się z leczeniem antybiotykiem i to podawanym dożylnie....

Od wieczora w piątek zaczęliśmy ponownie kursować dwa razy dziennie do Szpitala. Mimo wszystko lepsze to niż leżenie w tak piękną pogodę na Oddziale. Poza tym zakażeniem Kubuś bardzo dobrze się czuje, choć może troszkę szybciej się męczy, więc teraz go musimy cały czas uspokajać, bo najchętniej by szczyty zdobywał. Wiadomo, antybiotyk osłabia.

Kubuś ma już 106,5 cm wzrostu.

Na razie z basenu i morza nici. Ale lepiej teraz, gdy jeszcze woda się nie nagrzała w morzu, niż później. Mimo wszystko zamierzamy wykorzystać wakacje na tyle na ile się da.

Najlepsze jest jednak to, jak Kubuś zareagował na tą wiadomość: stwierdził, że to super wiadomość, najlepsza tego dnia, że będzie miał motylka.

Niedziela, 20 czerwca 2010 r., Kubuś ma już 6 lat

Co prawda urodziny Kubusia wypadają jutro, ale ponieważ to poniedziałek, to trudniej byłoby wszystkich ściągnąć na tą ważną uroczystość. Pogoda nam tego dnia dopisała, więc cała impreza odbyła się na ogródku.

Kubuś zdmuchnął 6 świeczek ustawionych na torcie z czerwonym samochodem, takim jak Zygzak McQueen. Prezenty się bardzo podobały, aż wieczorem trudno go było od nich oderwać. Madzi o dziwo wcale nie przeszkadzało, że jest to jest impreza Kubusia, a nie jej. Była równie zadowolona i przejęta całą sytuacją.


poniedziałek, 14 czerwca 2010

Poniedziałek, 14 czerwca 2010 r., Wizyta u urologa

Dzisiaj byliśmy na kontrolnej wizycie u urologa. Kontrolna, więc kontrolna. Zrobiono Kubusiowi USG, z którego wyszło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i po zamknięciu lewej stomii pęcherz powinien spokojnie przejąć do końca swoją pracę. Jutro ma być konsylium z konsultantem wojewódzkim, na którym sprawa Kubusia będzie omawiana. Plan jest taki, aby zamknąć stomię najpóźniej przed szkołą.

Sobota, 5 czerwca 2010 r., Dni Polic

Pogoda tego dnia dopisała piękna. W całej Polsce w sumie lało, a u nas słońce i upał. Po obiedzie pojechaliśmy z dzieciakami na Dni Polic. Najpierw na imprezę zorganizowaną przez Skarb przy Starej Fabryce, gdzie był pokaz inwazji w Normandii. Jackowi bardzo się podobało. Były stare wojskowe samochody, motory; byli też żołnierze w strojach z epoki i wiele innych rzeczy związanych z tym okresem. Samo widowisko również było realistyczne. Były wybuchy, armata strzelała i nawet zostaliśmy ziemią obsypani. Jednak Kubuś nie był zadowolony i nie miał ochoty nic oglądać, czy nawet zrobić zdjęcia przy motorze. Jak się okazało, czekał tylko na karuzele... No więc przemieściliśmy się do nich.


Dzieci zaczęły zwiedzanie parku rozrywki od pociągu, tego samego co w zeszłym roku. W tym jednak roku Madzia dołączyła do zabaw na karuzelach. Potem była klasyczna karuzela z konikami. Mieliśmy trochę obaw, czy Madzia sama da sobie radę i czy na przykład nie stwierdzi, że wysiada, ale jak się okazało doskonale wiedziała co robić i wcale się nie bała. Pomimo karuzeli z konikami, oboje głównie ciągnęli do karuzeli z samochodami.








Kubuś najlepszą zabawę miał na motorze, którym sam kierował. W tym roku już się nie bał i nawet sam poleciał pojeździć. Zupełnie inaczej niż w zeszłym roku, kiedy był na tym samym motorze przerażony. Dzieci się starzeją....

czwartek, 20 maja 2010

Środa, 19 maja 2010 r., Rowerki i badania

Dzień dziecka wypadł w tym roku wcześniej. I Madzia i Kubuś dostali nowe rowerki - oba czerwone. Madzia na czterech kółkach dopiero się uczy, natomiast Kubuś awansował na "większe koła" i teraz śmiga prawie tak szybko jak starsze rodzeństwo.

Kontrolne wizyty zostały przełożone na czerwiec. Ale w międzyczasie wykonaliśmy morfologię. Kreatynina jest na poziomie 0,72, co jest bardzo korzystnym wynikiem. Mocze zrobimy na początku czerwca, co by mieć na te wizyty aktualne.

Ponieważ maj w tym roku, nawet majówka na 1-3 maja, są pod chmurką deszczową, a więc w sumie dzieci nadal trochę w domu są uwięzione. Nie pamiętam tak zimnego maja.... Pochmurny i deszczowy tak, ale abym musiała palić w kominku, bo zimno, to nie.

Owy czas wykorzystaliśmy na małe przemeblowanie pokoju dzieci, zwłaszcza po tym, jak przyszła większa klatka dla Pepe. Teraz Pepe ma full wypas, a nie więzienie. Z maluchami wieczorem chodzimy pozbierać świeżę sianko i mlecze dla niego i on tak się przyzwyczaił, że jak dzisiaj nie dostał, to takie piski dochodziły, że trudno było wytrzymać. Trzeba będzie coś na zimę wymyślić, aby wcześniej tego siana zgromadzić.... Bo przecież hodować mlecze w doniczkach??? Przesadzić się może i uda, ale po przycinaniach czy coś z tego zostanie? Chyba będzie trzeba zasuszyć zapasik na zimę, albo zamrozić.

Agacia z Jackiem śledzą falę powodziową i są niezadowoleni... Do nas fala na razie nie ma zamiaru dotrzeć i pewnie szkoła Agaci w każdej sytuacji nie zostanie zalana... (stoi na wysokiej skarpie, więc nie wiem jakby to było możliwe). W każdym razie czekają oboje już na wakacje odliczając każdy dzień, każdą godzinę...

Agatka miała kontrolną wizytę u Pulmonologa, która w sumie była zadowolona z jej stanu. W sumie wyszło, że jest lepiej niż było, a te szmery owszem są, ale w spirometrii oddech jest bardzo dobry. Teraz mamy się pojawić w miesiącu największego nasilenia alergii, czyli w lipcu/sierpniu.


czwartek, 22 kwietnia 2010

Środa, 21 kwietnia 2010 r., Wirusówka wiosenna

Urodziny Agatki wypadły w sumie w Święta Wielkanocne; co prawda dokładniej to w Wielki Piątek, ale to mimo wszystko święta. W związku z tym urodziny zostały połączone z obchodami świątecznymi. Przeszły Święta i tu zaraz właściwie - zanim człowiek po Świętach się wdrożył - wyszła żałoba narodowa, z wiadomych powodów.... Dla mojej najmłodszej dwójki - czyli Kubusia i Madzi - całkowicie niezrozumiała... Można by nawet stwierdzić, że była dla nich swego rodzaju świętem (w sumie sama żałoba także jest świętem), gdyż kanały kreskówkowe chodziły cały dzień prawie... Poza chwilami, w których mama chciała sprawdzić wiadomości....

W sumie w tym czasie przyszła całkiem sympatyczna w miarę ciepła wiosna. W związku z tym dzieci od razu ruszyły na dwór. Jednak nie minęły właściwie dwa tygodnie, a tu nagle wirusówka w całym domu wyszła... W sumie największe obiawy zaczęły się od Agaty (choć Jacek jest podejrzany, bo tylko kasłał - co jest u niego normalne- przez dwa dni, a potem minęło....), następnie maluchy; tym razem nawet i Madzia złapała tą wirusówkę.

W poniedziałek, 19 kwietnia, miałam iść z Kubusiem na kontrolę do nefrologa i urologa; jednakże wirusówka, która do nas się przypętała w między czasie zmieniła nasze plany. Agaty duszność była ważniejsza. W dniu następnym doszły wirusowo maluchy. Kubuś wraz z Agacią musieli na nowo pokochać nebulizator, aby móc w miarę rozrabiać. U Madzi - jak na razie - skończyło się na kaszelku, katarku i wypiekach nie wiadomo dokładnie po czym.

Patrząc na Madzię i Kubę, to niby chorzy i nie mający siły... Jednakże jak na chore dzieci, to rozrabiają gorzej niż przed chorbą ...


poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Niedziela., 4 kwietnia 2010 - Wielkanoc i urodziny Agatki

W tym roku tak niefortunnie wyszło, że urodziny 15-te Agaci wypadały dokładnie w Wielki Piątek, czyli dzień prac domowych, a nie świętowania. W związku z tym prezent dostała w sumie tydzień wcześniej, a tort został zaplanowany na niedzielę wielkanocną.

Kubuś zniósł jakoś świąteczne śniadanie, chociaż tak jak ja i Agacia nie mógł znaleźć na stole Wielkanocnym nic ciekawego do zjedzenia. Są to straszne święta dla kogoś, kto nie jada prawie jajek, białej kiełbasy czy żurka... Owszem dla nas przygotowałam ogórkową, ale innych części nie udało się jakoś zamienić. Dobrze, że były jajka faszerowane i sałatka, chociaż Kubuś i tak ograniczył się do kanapki z żółtym serem i kiełbaską drobiową. Tym bardziej, że cały czas czekał na tort, którego masę kremową dzień wcześniej z Madzią z zapałem wyjadał... W końcu się jego doczekał.

Po śniadaniu poszliśmy na spacer w poszukiwaniu byłego dworca kolejowego w Mścięcinie. Oczywiście Kubusia rowerek trzeba było czasami nieść, bo on nie miał "siły" na nim jechać - a mu mówiliśmy, że branie rowerka na tą wycieczkę nie jest najlepszym pomysłem. Do tego jeszcze z nami były dwa misie TVN: Fredzio i Miecia, które trzeba było dźwigać. Miecię Madzia jeszcze dzielnie niosła, jak już przestała prowadzić Minusa na smyczy (skończyło się to, kiedy ją ostro pociągnął; ale na szczęście nic się nie stało, poza wytarzaniem w zeszłorocznych liściach). Fredzio natomiast cały czas był niesiony przez wszystkich poza Kubusiem...

Z dworca niestety nie zostało prawie nic....

Sobota, 27 marca 2010 - 3 urodziny Madzi


Madzi 3-cie urodziny. Minięcie tego wieku, w sumie na codzień nic nie zmieniło, ale mimo wszystko to bardzo ważne wydarzenie, gdyż w tym wieku zaczyna się kształtować pamięć długa... Madzia z wielką ekscytacją przeżyła ten dzień. Tyle gości, odświętnie ubrana itp. itd... Nie wspominając o prezentach, które równie były ważne.

Tort bardzo Madzi się podobał (choć była to próba zastosowania lukrów do wałkowania), ale przedstawiał - przynajmniej w założeniu - łączkę, na której pasą się różne zwierzątka. W każdym razie Madzia była strasznie przejęta całą sytuacją i wszystko się jej strasznie podobało.




Poniedziałek, 22 marca 2010 roku - Przegląd u Nefrologów

Od 1 do 22 marca w sumie nic się nie działo, poza tym, że Kubuś przeszedł zapalenie ucha, które wiązało się z wizytą u laryngologa (jeszcze u takiego lekarza nie był wcześniej). Trochę przestraszył się strzykawki, którą ucho miało być myte, ale potem bez żadnych problemów zniósł tą ceremonię.

W poniedziałek, 22 marca, zgłosiliśmy się do Poradni Nefrologicznej, zgodnie z planem. Ponieważ w sumie nic Kubusiowi w tej chwili nie jest, a większość dopiero można wykryć w badaniach, więc na razie zostały zlecone badania i mamy pojawić się ponownie za miesiąc. I na tym skończył się ten przegląd jak na razie.


Poniedziałek, 22 marca 2010 roku - Przegląd u Nefrologów

Od 1 do 22 marca w sumie nic się nie działo, poza tym, że Kubuś przeszedł zapalenie ucha, które wiązało się z wizytą u laryngologa (jeszcze u takiego lekarza nie był wcześniej). Trochę przestraszył się strzykawki, którą ucho miało być myte, ale potem bez żadnych problemów zniósł tą ceremonię.

W poniedziałek, 22 marca, zgłosiliśmy się do Poradni Nefrologicznej, zgodnie z planem. Ponieważ w sumie nic Kubusiowi w tej chwili nie jest, a większość dopiero można wykryć w badaniach, więc na razie zostały zlecone badania i mamy pojawić się ponownie za miesiąc. I na tym skończył się ten przegląd jak na razie.


poniedziałek, 1 marca 2010

Poniedziałek, 1 marca 2010 r., Przegląd Kubusia

Na dzisiaj byliśmy z Kubą umówieni na "przegląd" tym razem u urologa. Pogodna dzisiaj była strasznie paskudna... Zima już co prawda sobie poszła, ale ten wiatr, deszcz i zimno, to gorzej niż na jesieni... Na szczęście samochodem jechaliśmy do Szpitala, więc nie było aż tak strasznie, jednak z powodu tej pogody Kubusiowi nie chciało się w ogóle wstawać...

Ponieważ rano z tego wszystkiego Kubuś nie zdążył zrobić siusiu w domu przed wyjściem, to okazało się bardzo korzystne, gdyż miał co zrobić w gabinecie u Pana Doktora, gdzie był specjalny komputer, do którego robiło się siusiu. Kubuś wysikał 150 ml moczu, co na jego wiek jest bardzo w porządku, gdyż pęcherz 6 latka ma pojemność 200 ml. Co do strumienia, też nie było większych zastrzeżeń, zwłaszcza że w sumie wszyscy spodziewali się, że mogą być problemy nie tylko z tym, ale z popuszczaniem, a tego nie ma. Wynik badania był po prostu super!!!

Potem poszliśmy na "galaretkę", czyli USG. W USG także wszystko wyszło w jak najlepszym porządku. Nie widać żadnych poszerzeń czy nerki czy moczowodów, a zatem wszystko wygląda na to, że jest jak najbardziej w porządku. Ale na wszelki wypadek mamy za 6 tygodni mniej więcej powtórzyć badanie, co by było pewne, że nadal nic nie jest. 

Przegląd u Nefrologów mamy 22 marca. 


wtorek, 2 lutego 2010

Wtorek, 2 lutego 2010 r., Wielkie kłamstwo

Rany Kubusia pooperacyjne szybko i pięknie się goją, choć on sam co jakiś czas twierdzi, że tęskni za swoją prawą stomią. Ponieważ mamy w tej chwili prawdziwą zimę - dużo dużo śniegu, z dobre 50 cm, bo nawet bałwana prawie do połowy nam zasypało, to dzieci z niej chętnie korzystają. Robienie aniołków na śniegu czy rzucanie śnieżkami to prawie norma, a potem wszystko jest doszczętnie mokre... W tej chwili jest w granicach zera, więc śnieg jest bardzo mokry - dobry do lepienia, ale także szybko wsiąkający w co się da... Znowu jak było słonecznie, to temperatura była zbyt na minusie (do -10/-15oC ), to znowu za zimno, aby wychodzić, bo chłód wchodził wszelkimi możliwymi szczelinami.

Dzisiaj zostałam, można powiedzieć, zmuszona do Wielkiego Kłamstwa w stosunku zwłaszcza do Kubusia, bo Madzi to w sumie jeszcze w miarę obojętne. A stało się to tak: rano zeszła zapłakana Agatka. Okazało się, że nasz Pepe Pan Dziobak nie żyje (dla niewtajemniczonych - nasza świnka morska). Z Jackiem cichcem usunęliśmy ciało, choć nie mogliśmy pochować, go tak jakbyśmy chcieli, gdyż zmarznięta ziemia i ta ilość śniegu spowodowały, że wykopanie nawet płytkiego grobu, było niemożliwe. Mimo to Pepe dostał trumnę - pudełko i w nim został niestety po prostu wrzucony do kosza.... To nie jest takie ważne, ważne że wszystko to było robione w tajemnicy zwłaszcza przed Kubusiem, chociaż jakby Madzia przy tym była, to także mógłby być problem. Wszystko po śwince zostało dokładnie umyte i szybko z Agatą i Dziadkiem ruszyliśmy na zakupy, mając nadzieję, że w sklepie zoologicznym będą w tej chwili świnki morskie. Była tylko jedna jedyna świnka - najprawdopodobniej samczyk, ale nie czarna.... (dodatkowo ze zdziwieniem zauważyłam, że podrożały... ). Ponieważ nie była czarna, to zrobił się problem, w którym pomogła nam Pani pracująca w sklepie - podała nam Wielkie Kłamstwo, które podobno inni rodzice swoim maluchom mówią.

Wielkie Kłamstwo:
Pepe Pan Dziobak pojechał do lekarza, gdzie dostał zastrzyk. Po tym zastrzyku zmieniły mu się kolory.

Tak grubymi nićmi historii sama bym chyba nie wymyśliła. Ale o dziwo w domu, Kubuś łyknął ją bez mgnienia okiem. Sama byłam zszokowana, że tak łatwo przeszło. Choć w miarę upływu czasu nie do końca tak dobrze, bo Kubuś zaczął wypytywać się o ten zastrzyk.

Tym razem klatka Pepe Pana Dziobaka (imię musi być to samo, bo przecież to nadal - według Wielkiego Kłamstwa - ta sama świnka morska) została ustawiona nie u Agatki w pokoju, tylko u dzieci w oranżerii. Nowy-stary Pepe o wiele szybciej od poprzedniego się zaczął zadomawiać, a do tego je marchewkę, czego tamten nie jadał. Gdyby Kubuś lepiej poobserwował, to by na pewno coś więcej wyniuchał. Jednak przypuszczam, że przede wszystkim Agatki i mój autorytet i wiara, że go nie okłamujemy, spowodowała bezkrytyczne zaakceptowanie w sumie tak absurdalnej historii. Ale przecież jak się wieży w Mikołaja, to i można w zmieniające się świnki morskie, prawda?


wtorek, 19 stycznia 2010

Poniedziałek, 18 stycznia 2010 r., Wyszliśmy ze Szpitala

W niedzielę Agatka, zgodnie z umową, wpadła do Kubusia i grali razem w Monopol. Dzisiaj Kubuś miał w sumie "wolny dzień" na Oddziale, bo poza obowiązkowymi lekami nikt nic od niego nie chciał, więc mógł się całkowicie poświęcić zabawie. Popołudniu do pokoju Kubusia dołączyła koleżanka Hania, którą jednak nie wyrażał żadnego zainteresowania - koledzy byli o wiele ciekawsi.

W poniedziałek rano, jeszcze przed obchodem, przyszedł do nas nasz Pan Doktór i oznajmił, że idziemy dzisiaj do domu. Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy jeszcze wykonać badania: sprawdzić poziom kreatyniny oraz zrobić kontrolne USG. Kreatynina wyszła tym razem 0,88, czyli w porządku. Natomiast w USG wyszło, że miedniczki nerkowe w prawej nerce są powiększone... Wcześniej nie były... Możliwe, że to jeszcze wynik operacji, a możliwe, że jednak jest to zwężenie śródścienne w moczowodach i będzie konieczna operacja przeszczepu moczowodów. Na razie w każdym razie poszliśmy do domu. W środę mamy się pojawić na zdjęcie szwów, a za miesiąc w poradni, aby wykonać kontrolne kolejne USG i wtedy się dowiemy czy nadal miedniczki są powiększone czy też nie.

W domu Kubuś czuje się dobrze i wrócił już zupełnie do swoich "obowiązków", zwłaszcza w stosunku do dokuczania Madzi. Blizna goi się bardzo ładnie. Jutro jak zdejmą szwy, to zaczniemy ją smarować maścią gojącą.


sobota, 16 stycznia 2010

Sobota, 16 stycznia 2010 r., Sam na Oddziale

Wczorajsza lekka gorączka okazała się ekscytacją spowodowaną obecnością kolegów, którzy tak go zajęli, że nie miał czasu ani pić ani odpocząć chwilę. Oczywiście jak ja przyszłam i wsadziłam go do łóżka, a następnie dała pić, to od razu wrócił do normy.

W pełnej sali o wiele gorzej się spało, choć udało mi się mieć dwa krzesełka. Pobudka była o 6 rano i nawet zaspanym jeszcze chłopcom nie dano dalej pospać. Winowajcą był 3-latek, który koniecznie chciał, aby było zapalone światło, a jego mama nie była w stanie mu wytłumaczyć, że powinien jeszcze pospać (nawet nie chciała).

Po obchodzie okazało się, że wszyscy koledzy Kubusia z pokoju wychodzą dzisiaj do domu. Ja doskonale wiedziałam, że my dzisiaj nie wyjdziemy; zwłaszcza że nie było żadnego urologa, nie mówiąc już o naszym Panu Doktorze. Pomimo że przyjechała dzisiaj do Kubusia na chwilę Agacia, to Kubuś zrobił się smutny, że wszyscy koledzy go opuszczają i że zostaje "sam" na Oddziale. Obie z Ewą będziemy musiały mu to wynagrodzić w każdy możliwy sposób...


piątek, 15 stycznia 2010

Piątek, 15 stycznia 2010 r., Już po operacji

W środę, 13 stycznia 2010 r., Kubuś miał operację, w wyniku której prawa stomia została zamknięta. Jedynie telefonicznie mogłam się dowiedzieć, że czuje się dobrze, a nawet jak dzwoniłam, to oglądał bajkę. Zobaczyć go mogłam dopiero w dniu następnym.

W czwartek rano pojechałam do Szpitala. Niestety Kubusia nie przewieziono przed 8. rano, gdyż nadal jeszcze spał i czekali aż sam się obudzi. Około 11-stej dowiedziałam się od naszego Pana Doktora, że Kubuś się obudził i je drożdżówkę. Do tego "ochrzanił" Pana Doktora za to, że nadal nie został przewieziony na Oddział Chirurgiczny, a przecież jest już rano. Niestety musiał poczekać jeszcze do prawie 13-stej, bo nie było wolnych łóżek na Oddziale.

Przyjechał w dobrym humorze i dobrze wyglądający. Nie miał podkrążonych czy czerwonych oczu... Mimo to przyznał się mi, że po cichu trochę popłakał, jak Panowie Doktorzy nie widzieli... Po umiejscowieniu w pokoju, Kubuś rozpoczął już swoje rządy. Cewnik miał tylko ten, który zostawiłam prowadzący do lewej stomii do worka. Z siusiaka nie było cewnika, a po prawej stronie był tylko opatrunek. Widać było, że Kubuś jest jeszcze zmęczony po tym co miał, ale już chciał wszystko właściwie robić, zwłaszcza jak Pan Doktór pozwolił mu już nawet chodzić.

Już pierwszego dnia Kubuś zadzwonił do Ewy i kazał (dosłownie) jej przyjechać i grać w wojnę. A więc udało mi się na chwilę dosłownie wpaść do domu. Potem czekała mnie bardzo wygodna noc na krzesełkach przy łóżku Kubusia. Mimo niewygody byłam tak zmęczona, a raczej nerwy mi odeszły, że zasnęłam tuż po Kubusiu. Najważniejsze, że tego dnia sam zrobił 200 ml siusiu z pęcherza.

Dzisiaj Kubuś w stał już o wiele bardziej energiczny i chętny do rozrabiania. Do pokoju dowieziono mu 3 kolegów, a więc ma towarzystwo. Po śniadaniu udaliśmy się na świetlicę, gdzie chłopcy bardzo ładnie się bawili. Jednak Kubuś lubi rządzić i miał pewne problemy, jak koledzy nie chcieli go słuchać. Nie robił nic złego, stawał tylko i się im przyglądał mając lekko przekrzywioną głowę i z półprzymkniętymi oczami. Czasami do tego robił dziwne miny, jakby w myślach komentował ich zachowanie. Po południu przyjechała Ewa i się wymieniłyśmy.

Pan Doktór był bardzo zadowolony, że Kubuś tyle wysiusiał (rano doszło kolejne 200 ml, a potem 100 ml). Mimo to przed wyjściem ze Szpitala zamierzają mu jeszcze zrobić USG, aby się upewnić czy naprawdę (bo z siusiania tak wynika) nie ma zwężenia śródściennego moczowodów. Do tego stopnia Kubuś ma siusiać, że Pan Doktór zezwolił mu na picie Coca-Coli na oddziale, byle tylko dużo pił i dużo sikał. Kubuś jest z tego bardzo zadowolony, bo może pić swoje "wiskey" (bo przecież kowboje piją "wiskey").


wtorek, 12 stycznia 2010

Wtorek, 12 stycznia 2010 r., Robimy stomii lewej pa pa

Grzecznie jeździliśmy cały weekend na karmienie motylka. W weekend nie było problemu z dojechaniem na czas, gdyż wiadomo, że ruch jest mniejszy; zwłaszcza w niedzielę. Śnieg nadal padał, ale nie powodowało to żadnych opóźnień. Sprawa zmieniła się diametralnie w poniedziałek, kiedy to cała banda kierowców ruszyła o jednej godzinie na miasto. Do Szpitala dojechaliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem.... A przyczyna korku tak na prawdę chyba nikomu nie była znana...

Niestety w niedzielę wieczorem u Kubusia wystąpiła silna wysypka, zwłaszcza na nogach. I co gorsza nie mogłam znaleźć jej przyczyny. Umiejscowienie na nogach, i właściwie tylko i wyłącznie na nogach, i to w takim natężeniu wykluczało choroby, poza alergią. Tylko na co?

Wysypka spowodowała, że w poniedziałek Fortum (antybiotyk ) zostało odstawione. Podano Kubusiowi leki na alergię i mieliśmy nadzieję, że do jutra wysypka zniknie.
Wieczorem w domu miał dostać jeszcze tylko wapno. Niestety musieliśmy dla bezpiec zeństwa posiedzieć pół dnia na oddziale w ramach obserwacji, czy wysypka się zmniejsza.

Dzisiaj przyjechaliśmy na jej sprawdzenie. Nóżki właściwie były już ponownie takie same, tylko malutkie delikatnie różowe ślady po wysypce zostały. Były też wyniki badania moczu, ale ich dokładnie się nie dowiedziałam. Musiały być jednak dobre, gdyż został przez Nefrologów zakwalifikowany na operację. Teraz pozostało zameldować się u chirurgów.

Zostaliśmy przyjęci na Oddział Chirurgiczny. Jak zwykle wróciliśmy jeszcze na ostatnią noc do domu. Mimo wszystko w domu najlepiej. Wieczorem zrobiliśmy całe oficjalne zdjęcie lewej stomii (obok). Uzgodniliśmy cały plan na pobyt w Szpitalu, co mam przynieść w czwartek rano oraz, że będziemy dzwonić do Babci Ewy. Uzgodniliśmy także, że jutro rano Kubuś zrobi swojej lewej stomii "pa pa".


piątek, 8 stycznia 2010

Piątek, 8 stycznia 2010 r., Ten rok z galopa się zaczął

Ten rok rozpoczął się z galopa. Niby dopiero mija pierwszy tydzień, ale tylko już za nami. Właśnie wróciliśmy ze Szpitala, ale po kolei.
W środę udało mi się wreszcie dodzwonić do Szpitala. Od dwóch dni nie mogłam, bo na wszystkie numery dzwoniąc, była trajkotka "nie ma takiego numeru". Jak się okazało, wszystkie numery telefoniczne Szpitala zostały zmienione. A co gorsza nie było trajkotki informującej o nowych numerach... No cóż, taka nasza rzeczywistość; znowu ktoś przy zmianach o czymś zapomniał. Okazało się, że nie byłam jedyną osobą, która miała problem z dodzwonieniem się do Szpitala. Nowych numerów nawet na stronie NFZ nie było. W końcu udało mi się zdobyć wszystkie, które mnie interesowały i dodzwoniłam się, zgodnie z umową, aby zapisać Kubusia na operację. Termin został wyznaczony na 12 stycznia.
Od razu musiałam się dodzwonić do naszych Nefrologów, aby go przebadać przed operacją. Zwłaszcza siusiu. Jeszcze tego samego dnia pognaliśmy do Szpitala na pobraniem moczu ze stomii i pęcherza zwłaszcza na posiew. Kubuś musiał być tym razem cewnikowany, aby była pewność co do badania, ale siusiu było na tyle dużo, że starczyło nie tylko na posiew, ale i na badanie ogólne. Potem pozostało wrócić do domu i czekać. 
W piątek były wreszcie wyniki. Z posiewów ze stomii wyszło trochę bakterii, ale one mogą sobie nadal być. Niestety z pęcherza wyszedł nasz znienawidzony Pseudomonas, a to przed operacją oznacza przeleczenie antybiotykiem. Spakowaliśmy manatki i do Szpitala. 
Udało się! Możemy wracać do domu, tzn. dostaliśmy przepustkę. Oficjalnie leżymy na nefrologii, ale nocujemy i dni spędzamy w domu. Teraz zostało tylko jeżdżenie dwa razy na dobę (co 12 godzin) na "karmienie motylka". "Motylek" nie jest dokładnie tam, gdzie chciał Kubuś, gdyż w zgięciu łokciowym się nie udało. Jest na lewej ręce na dłoni, ale niebieski, zgodnie z życzeniem. 
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to operacji nie będzie trzeba przesuwać. W poniedziałek mamy zrobić ponowne badanie moczu.

wtorek, 5 stycznia 2010

Wtorek, 5 stycznia 2010 r., Podsumowanie roku 2009

No więc, tak jak w temacie.... Rok 2009 zakończyliśmy nadal ze stomiami i to dwoma. Stuknęło im mniej więcej 2,5 roku. Przy prawej wyrosły włoski i do długie, które bardzo utrudniają prawidłowe przyklejenie worka, a przez ich usytuowanie nie można ich za bardzo wygolić. Przy lewej wszystko w jak najlepszym porządku; bez żadnych zmian w ciągu tego czasu.

Nastąpiły zmiany na gorsze w układzie moczowym, mam na myśli ciągłe zakażenia układu moczowego ZUM. Non stop są jakieś bakterie, jak nie Pseudomonas, to E. Coli; nie wspominając już o innych Klebisiellach czy Citrobakterach... W sumie prawie cały ten rok, zawsze coś było. W poprzednich latach pod tym względem było o wiele lepiej. Co się zaś dotyczy reszty układu moczowego, to w sumie jest bez zmian. Czyli dobrze. 

Kubuś osiągnął 102 cm wzrostu i 17 kg wagi. Jest to za mało, jak na średnią przypadającą na jego wiek według wszelkich skal i siatek, ale dla nas przekroczenie metra było i tak dużym sukcesem.

Kubuś jest zdecydowanie leworęczny. Podobno związany jest z tym inny przepływ informacji w mózgu. Mogę to potwierdzić. Zadziwia mnie jego zapał do nauki (ciekawe czy zostanie mu, jak pójdzie do szkoły) i to sam z siebie. Nauczył się właściwie całego alfabetu, zna i liczy od 1-10, ale wyszliśmy już na liczby do 99; próbuje też i powyżej 100, ale jeszcze tego nie łapie do końca. Na razie nie jest w stanie przeczytać wyrazu - złożyć go ze znanych liter, ale świetnie pisze dyktowane wyrazy czy nawet przepisuje ze wszystkiego co się da: od książek do napisów na opakowaniach czy w tv. Polubił wszelkiego rodzaju zgadywanki: labirynty, znajdowanie różnic, łączenie cyferek, aby powstał obrazek itp. itd. Pod względem umysłowym Kubuś przez ten rok zrobił na prawdę wielki skok (ale rym mi wyszedł).

Madzia też się nam rozwija. Przy takim zwłaszcza bracie. Madzia mówi swoim językiem, tzn. "mniam mniam" oznacza kakao lub normalne jedzenie; "obia" - obiad; "sisi" - Agatka; do tego znane wszystkim "da", "nie ma" i najważniejsze pierwsze słowo każdego dziecka, czyli "NIE". Jeżeli chodzi o zdrowie, to nasza najmniejsza kobietka trzyma się po prostu wzorowo. Rośnie dzielnie jak na drożdżach i rozrabia nie ziemsko.

Ogólnie ostatnio Kuba i Madzia, to normalnie mieszanka wybuchowa. Czasami potrafią się pięknie bawić, aż ich ciężko uspokoić, zwłaszcza kiedy zabawa zaczyna robić się niebezpieczna. To znów czasami nie są w stanie na żadnym froncie się ze sobą dogadać. I tu muszę powiedzieć, że najczęściej powodem tych niesnasek jest Kubuś, który zabrania Madzi prawie wszystkiego, a zwłaszcza zabawy zabawkami, którymi on się w danej chwili nie bawi. Tłumaczenie, że jak się nimi nie bawi, to powinien pozwolić Madzi, jak na razie jest jak grochem o ścianę. Nic nie dociera.

Dzisiaj Jackowi stuknęło 13-lat. Obecnie 13-stka, to prawie jak 18-stka, gdyż z osiągnięciem tego wieku ma prawo do założenia swojego konta w banku czy na Allegro. W związku z tak ważnymi urodzinami otrzymał dzisiaj swój pierwszy telefon komórkowy.