czwartek, 25 czerwca 2009

Niedziela, 14 czerwca 2009 r., Kubuś Kapitanem


W niedzielę popołudniu pojechaliśmy na ostatni dzień obchodów Dni Morza w Szczecinie. Kubusiowi ta wycieczka się bardzo spodobała, gdyż są to rzeczy, które go interesują.

Po przybyciu na miejsce postanowiliśmy zwiedzić Dar Młodzieży, zwłaszcza, że kolejka była wyjątkowo krótka. Niestety przed samymi schodkami prowadzącymi na pokład żaglowca, Kubusia zamurowało całkowicie i stwierdził, że nie chce już zwiedzać tego żaglowca. Pomyślałam, że to przez te schodki, częściowo przezroczyste, które i dorosłego mogły przestraszyć. W związku z tym postanowiłam go wnieść na górę. Niestety na pokładzie także nie chciał zwiedzać nic i oglądać - już nie powiem, aby była możliwość wykonania pamiątkowego zdjęcia. Trzeba było jak najszybciej schodzić na ląd. Nawet po zejściu ze statku Kubuś - już odpowiednio nadąsany - nie chciał już w ogóle współpracować. Dopiero po dłuższym spacerze wyszło o co dokładnie mu chodziło. Okazało się, że bał się, że żaglowiec odpłynie, gdyż nie jest przywiązany. Nigdy bym nie wpadła na to, że to o to mu chodziło. Tego typu strach nie przyszedł mi w ogóle do głowy - tak jak i nikomu z obecnych.

Po wyjaśnieniu tej sprawy, dalsze zwiedzaniu portu i Łasztowni, odbyło się bez żadnych problemów i co najważniejsze w dobrych humorach.

Kubusiowi bardzo podobał się most pontonowy, a zwłaszcza zacumowane do niego motorówki wojskowe. Na końcu nabrzeża Łasztowni stał zacumowany prom wojskowy. Kubuś po sprawdzeniu, że jest zacumowany i dobrze przywiązany, z chęcią na niego wszedł, aby go zwiedzić. Teraz to nawet wysokość i bardzo strome drabinki nie stanowiły dla niego żadnej przeszkody. Ten prom bardzo mu się podobał. Zwłaszcza, że z bliska widział armaty i "ładownię" na czołgi.

W drodze powrotnej Babcia Ewa kupiła Kubusiowi czapkę kapitańską. Od tej pory Kubuś kazał siebie tytułować Kapitanem i całą drogę powrotną sprawdzał czy wszystkie łodzie są przywiązane do brzegu. Niestety dla Jacka nie było w odpowiednim rozmiarze takiej czapki, więc Kapitana mieliśmy tylko jednego. Następne dni Kubuś nie rozstawał się z nową czapką i dosłownie wszędzie w niej chodził od rana do wieczora, w domu, na dworzu, na rowerze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz