wtorek, 2 lutego 2010

Wtorek, 2 lutego 2010 r., Wielkie kłamstwo

Rany Kubusia pooperacyjne szybko i pięknie się goją, choć on sam co jakiś czas twierdzi, że tęskni za swoją prawą stomią. Ponieważ mamy w tej chwili prawdziwą zimę - dużo dużo śniegu, z dobre 50 cm, bo nawet bałwana prawie do połowy nam zasypało, to dzieci z niej chętnie korzystają. Robienie aniołków na śniegu czy rzucanie śnieżkami to prawie norma, a potem wszystko jest doszczętnie mokre... W tej chwili jest w granicach zera, więc śnieg jest bardzo mokry - dobry do lepienia, ale także szybko wsiąkający w co się da... Znowu jak było słonecznie, to temperatura była zbyt na minusie (do -10/-15oC ), to znowu za zimno, aby wychodzić, bo chłód wchodził wszelkimi możliwymi szczelinami.

Dzisiaj zostałam, można powiedzieć, zmuszona do Wielkiego Kłamstwa w stosunku zwłaszcza do Kubusia, bo Madzi to w sumie jeszcze w miarę obojętne. A stało się to tak: rano zeszła zapłakana Agatka. Okazało się, że nasz Pepe Pan Dziobak nie żyje (dla niewtajemniczonych - nasza świnka morska). Z Jackiem cichcem usunęliśmy ciało, choć nie mogliśmy pochować, go tak jakbyśmy chcieli, gdyż zmarznięta ziemia i ta ilość śniegu spowodowały, że wykopanie nawet płytkiego grobu, było niemożliwe. Mimo to Pepe dostał trumnę - pudełko i w nim został niestety po prostu wrzucony do kosza.... To nie jest takie ważne, ważne że wszystko to było robione w tajemnicy zwłaszcza przed Kubusiem, chociaż jakby Madzia przy tym była, to także mógłby być problem. Wszystko po śwince zostało dokładnie umyte i szybko z Agatą i Dziadkiem ruszyliśmy na zakupy, mając nadzieję, że w sklepie zoologicznym będą w tej chwili świnki morskie. Była tylko jedna jedyna świnka - najprawdopodobniej samczyk, ale nie czarna.... (dodatkowo ze zdziwieniem zauważyłam, że podrożały... ). Ponieważ nie była czarna, to zrobił się problem, w którym pomogła nam Pani pracująca w sklepie - podała nam Wielkie Kłamstwo, które podobno inni rodzice swoim maluchom mówią.

Wielkie Kłamstwo:
Pepe Pan Dziobak pojechał do lekarza, gdzie dostał zastrzyk. Po tym zastrzyku zmieniły mu się kolory.

Tak grubymi nićmi historii sama bym chyba nie wymyśliła. Ale o dziwo w domu, Kubuś łyknął ją bez mgnienia okiem. Sama byłam zszokowana, że tak łatwo przeszło. Choć w miarę upływu czasu nie do końca tak dobrze, bo Kubuś zaczął wypytywać się o ten zastrzyk.

Tym razem klatka Pepe Pana Dziobaka (imię musi być to samo, bo przecież to nadal - według Wielkiego Kłamstwa - ta sama świnka morska) została ustawiona nie u Agatki w pokoju, tylko u dzieci w oranżerii. Nowy-stary Pepe o wiele szybciej od poprzedniego się zaczął zadomawiać, a do tego je marchewkę, czego tamten nie jadał. Gdyby Kubuś lepiej poobserwował, to by na pewno coś więcej wyniuchał. Jednak przypuszczam, że przede wszystkim Agatki i mój autorytet i wiara, że go nie okłamujemy, spowodowała bezkrytyczne zaakceptowanie w sumie tak absurdalnej historii. Ale przecież jak się wieży w Mikołaja, to i można w zmieniające się świnki morskie, prawda?