czwartek, 25 czerwca 2009

Czwartek, 5 marca 2009 r. Nadal nie ma siusiu

Jutro mija tydzień... I nadal nie ma siusiu z siusiaka, bo oczywiście stomiami leci jak zawsze (czyt. jak do tej pory). Pije dużo, a więc na pewno coś tam w pęcherzu jest, ale wygląda na to, że się cofa spowrotem do stomii, bo Kubuś nie ma zamiaru zrobić siusiu siusiakiem.... Już powoli zaczynam się załamywać, czy to w ogóle nam się uda. A jak nie to co będzie??? Nie wiem, o to bałam się spytać... Zwłaszcza o tej wiadomości, co będzie go czekać jak starci pęcherz... Pod tym względem mężczyźni mają gorzej. U kobiety są to dwa oddzielne zupełnie układy. Niezależne. A niestety u mężczyzny nie. Ale pomimo wyedukowania szkolnego, dopiero teraz się o tym dowiedziałam.

Codzienne prysznice nic nie dają. Już chce się kąpać, tzn. brać prysznic, ale siusiu niet. Dzisiaj spróbowałam nowego sposobu - moczenie siusiaka w rumianku. Udało nam się jakieś 10 minut i niestety nadal nic. Już mówił, że go siusiak swędzi (a jak podejrzewam po jego zachowaniu, to oznacza, że mu się chce siusiu, ale on jeszcze tego nie rozumie i do tego wszystkiego boi się bólu, jaki ewentualnie może temu towarzyszyć). Bardzo duże pokładałam nadzieje w tym sposobie, ale niestety dzisiaj nic nie wyszło. Stwierdziłam, że jutro znowu spróbujemy. Może się uda - mam taką nadzieję. Ostatecznie stwierdziłam, że jak do weekendu nam się nie uda, to naprawdę spróbuję wypróbować w praktyce ten dowcip studencki z moczeniem ręki przez sen... Mam nadzieję, że chociaż to spowoduje, że zrobi siusiu nawet do łóżka. To nie jest ważne, najważniejsze jest aby je w końcu zrobił.

I wtedy uda mi się może mu wytłumaczyć, że siusiu wyszło i nie było tak strasznie. Ale to tylko hipoteza, pytanie czy spełni się w praktyce. W każdym razie jutro ponowna próba z rumiankiem.

Poza tym Kubuś czuje się bardzo bardzo dobrze. Jest Panem Doktorem, który ciągle mnie leczy zastrzykami. Dzisiaj leczył tatę, nie tylko robiąc mu zastrzyk (czyt. pobranie krwi), ale także wykonał mu operację mózgu umożliwiającą działanie pęcherza. No tak, dziecko obyte z terminologią medyczną (w miarę, bo zastrzyk i pobranie krwi to dla niego to samo - w sumie racja, bo i to i to robi się igłą i strzykawką). Ale w sumie ile 4,5-latków wie o czymś takim jak nerki i pęcherz?

Niestety w przypadku Kubusia tłumaczenie, że zrobienie siusiu będzie prowadzić do zamknięcia stomii nic nie daje, bo on "kocha swoje stomie". Ponieważ mając je nie czuje się inny, odmienny, to nie widzi potrzeby do starania się, aby ich się pozbyć. Dzieci nie lubią zmian, zwłaszcza ich dotyczących i może także dlatego ciężko nam namówić go na siusianie. Misiu dzisiaj zauważył, że on w sumie uwielbia te całe ceremonie związane ze zmianą woreczków itd. i może dlatego się opiera. Ja w sumie nie jestem pewna. Na pewno Kubuś czuje się ciągle wyróżniony, z wiadomych przyczyn, ale czy te ceremonie znowu są takie dla niego ważne? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie wydaje mi się. Może teraz po Szpitalu, ale wcześniej nie były. Można powiedzieć, że przed tą operacją były dla niego denerwujące, bo unikał ich jak długo mógł (łącznie z nieprzyznawaniem się do tego, że woreczek "poszedł"). Teraz rzeczywiście mówi to, zanim jeszcze pójdzie, czasami do przesady. Ale chyba tu nie o to dokładnie chodzi, to tylko objaw. Tylko czego? Dorastania? I związanych z tym obaw? Chyba to jest tajemnica, którą muszę odkryć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz