czwartek, 25 czerwca 2009

Środa, 26 grudzień 2007 r. Boże Narodzenie


Jakoś strasznie szybko ten czas do Świąt zleciał. Nawet w sumie nie wiem kiedy. Wiem tylko, że im bliżej było do Świąt tym bardziej czułam się zmęczona... I nic a nic mi się nie chciało. W końcu i tak wypłodziłam pierogi i takie tam, a jak potem się okazało - pomimo naszego ograniczenia w robieniu jedzenia - wyszło tego wszystkiego za dużo... A może za mało jedzą?? Kubuś miał swoje własne podejście do jedzenia i żadne Święta nie były w stanie tego zmienić.

Na Mikołaja czekał prawie że z wypiekami na twarzy. Nie poznał przebranej Agatki. A prezentami - samym faktem ich dawania - był po prostu zachwycony. A że prezenty trafiły w jego gust, to najbardziej potwierdziło się następnego dnia rano, gdy jak tylko się obudził, to spytał się czy może pojeździć samochodem. Cały dzień wahał się między samochodem (kierownicą) a laptopem (Kubusia Puchatka). W końcu wieczorem porwał Madzi lalkę Baby Born i zaczął ją układać do snu śpiewając jej kołysanki. Pościel, którą dla wszystkich dzieci wybierałam przez miesiąc cały, na szczęście wszystkim się spodobała, a zwłaszcza obdarowanym. Jacek już nawet zmienił na nową. Kubuś i Madzia także, chociaż Wigilijną noc Kubuś spał z nami, bo po prostu nie był w stanie się uspokoić, aby spokojnie zasnąć. Co chyba w Wigilię jest normalne. Po tym zastanawiałam się nad przewagą anglosaskiego systemu Bożego Narodzenia - dawania prezentów rano w Boże Narodzenie. Wtedy dzieci mają cały dzień na zabawę prezentami i dzięki temu jest o wiele większa szansa, że normalnie i bez ceregieli pójdą spać, zmęczone całodniowym bawieniem się nowymi zabawkami. Poza tym na pewno także łatwiej jest dłużej utrzymać wiarę w Mikołaja, bo prezenty pojawiają się w nocy, a rano jak dzieci wstaną już są (nawet jak rodzice jeszcze śpią). Wątpię aby udało nam się zmienić przyzwyczajenia, ale wartoby było się nad tym zastanowić.

Agacia i Madzia powoli dochodzą do zdrowia. W sumie czują się już całkiem dobrze. W czwartek po Świętach idziemy na kontrolę. Kubuś bez zmian zdrowotnie. W sumie dobrze. Dziwi mnie tylko, że dużo śpi, ale podobno to zdrowo. Na pewno potrzebuje jeszcze spać w ciągu dnia, ale jego uśpienie o jakieś przyzwoitej poobiedniej godzinie graniczy czasem z cudem, chociaż w Wigilię nam się udało (po kilku wcześniejszych dniach jego przyzywczajania). Dzisiaj wcześniejsze jego uśpienie nam nie wyszło - czego dowodem jest to, że w tej chwili nie śpi jeszcze (spał od 18-stej do 21-szej)... Ach, może jak Święta miną, to wszystko znowu wróci do normy, czyli pewnie tak po Nowym Roku... Ale to taki przecież okres przekręconych dni i nocy, zwłaszcza jak do tego jest deszczowo i zimno. Cóż robić innego jak nie spać i oglądać telewizję? No można jeszcze grać na komputerze, co ja z dziećmi tym razem uskutecznialiśmy dzisiaj na całego. Ja w nowe SimCity, Agacia w Kangórka i Simy. Jacek nie wiedział za bardzo w co, a nowe SimCity okazało się dla niego zatrudne, a więc poprzestał na 100 żołnierzyków i składaniu modeli, przerywając to przyglądaniem się naszym grom.

Agacia i Jacek zawodoleni są z Mikołaja. Kubuś jest po prostu zachwycony do tego stopnia, że codziennie wypatruje Mikołaja i gadanie, że przyjdzie dopiero za rok, to po prostu dla niego gadanie, na które się denerwuje. Madzia była - tak jak przypuszczałam - najbardziej zachwycona papierem pakownym, który w końcu udało jej się dorwać i tasiemkami. Ograniczyłam jej pole do foli na prezenty i materiałowej wstążeczki. Lalką była zdziwiona i zachwycona - na ile to możliwe w tym wieku. Miałam wrażenie, że na jej widok, myśli że to inna dzidzia, ale na jej uderzenie, ta dzidzia nie reagowała.. To ją strasznie dziwiło. Lalka Agaci również ją fascynowała. Madzi zabawką do wanny w sumie na razie Kubuś się bawi na całego - do tego stopnia, że chce sie kąpać co chwila prawie że. Madzia zdecydowanie woli kaczki, które można spokojnie pogryżć o ile brat ich jej nie zabierze. Dzisiaj była nawet między nimi awantura o Kubusia kierownicę. Oboje na siebie ostro krzyczeli, każde na swój sposób - Kubuś głośno i dla wszystkich zrozumiale, Madzia wyrażając swoje niezadowolenie odpowiednimi dźwiękami.

I tak minął pierwszy dzień Świąt, a także czas przygotowań do nich (i w sumie po co było głowić się nad menu, skoro i tak wyszło za dużo?). Obdarowani przeze mnie moimi prezentami w sumie (patrząc procentowo) byli zadowoleni. A to było dla mnie ważne. Chciałam, o ile mogłam, trafić w gusta i marzenia obdarowanych, ale jak się zawsze okazuje, nie zawsze nie jest to możliwe. Trzebaby było jak w Simach być bogiem albo mieć zdolności czarodziejskie, co najmniej jak w Harrym Potterze. Teraz pozostaje zmartwienie na następne Święta, ale co na nie się będzie wybierać, to rozstrzygnie czas - co najmniej w okresie końca wakacji można już zacząć myśleć, aby być na bierząco z zachciankami. To taka moja relfeksja dotycząca Świąt. Może niezłym rozwiązaniem byłoby pisanie listów do Świętego Mikołaja (coś na kształt listy prezentów ślubnych) o różnym zasięgu cenowym i z dużym wyborem, wtedy rodzina, tzn. Mikołaj, miałby łatwiej z wyborem określonych prezentów...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz