czwartek, 25 czerwca 2009

Sobota, 7 marca 2009 r. Jest!!! Małe siusiu, ale zawsze to coś

A jednak można się cieszyć z tego, że dziecko zrobi siusiu w majtki. Kubuś dzisiaj wreszcie zrobił małe siusiu (może 50-100 ml) w majtki - mokre były i majtki i spodenki, ale niestety nie podłoga... Może za dużo wymagam na raz? W sumie najważniejsze, że coś poszło i okazało się dla niego bez bólu. Jednak po tym fakcie zaparł się w sobie znowu i nic więcej nie ma... Pomimo namawiania, proszenia i błagania... Tak czy siak, na zachętę dostał obiecaną nagrodę - traktor Duplo. Chwytam się już wszystkich dosłownie sposobów zachęcenia go do robienia siusiu.

W sumie zauważyłam, że siusiu wylatującego ze stomii jest mniej i jak jest to jest takie mętne, jakby przeleżałe... Jakby wróciło z pęcherza... W sumie dobrze to może świadczyć, bo to oznacza, że cewniki działają i siusiu do pęcherza spływa, tylko niestety nie wychodzi konwencjonalnie przez pęcherz, ale wraca z powrotem do nerek, do nich nie dochodząc, bo są stomie i przez nie wypływa. Ale to nie jest rozwiązanie, tylko nasza ucieczka przed zalaniem siusiu nerek... Nadal mam problem jak go zachęcić do robienia siusiu siusiakiem... A Kubuś nie wykazuje tym najmniejszego zainteresowania... Siusiak jako taki go interesuje i to bardzo, tak samo jak dlaczego dziewczynki nie mają siusiaków (nie może zrozumieć dlaczego ja nie posiadam, a na moje stwierdzenie, że wtedy byłabym tatusiem patrzy się na mnie jak na taką, co z choinki się urwała...). No i w tym problem... Czasami aż na usta mi się ciśnie stwierdzenie, że straci siusiaka (bo w sumie chodzi mu o coś w rodzaju ważności mężczyzny w życiu prokreacyjnym, bo stracenie pęcherza będzie równoznaczne z brakiem takiej możliwości), jak nie zrobi przez niego siusiu. Posługiwanie się definicją "siusiaka", jako - jak nazwa brzmi - narządu do siusiania, nic nie daje. Na razie tej ostateczności nie mam zamiaru zastosować, ale myśli przechodzą przez głowę... Zwłaszcza wtedy, kiedy inne sposoby nie działają. Tak jak dzisiejszy prysznic i nawet "yyy", które nadal jest robione w majtki... Ze strachu? Wątpię. Raczej z braku przyzwyczajenia do korzystania z WC. Bo jak miał je nabyć? Nie było mu właściwie nigdy (odkąd pamięta) potrzebne, poza wylaniem siusiu z woreczków.

W poniedziałek zgłaszamy się do urologa i zobaczymy co on powie na nasze domowe starania. Obawiam się, że będzie tak samo zawiedziony jak ja. Miałam wrażenie, że oboje pokładaliśmy nadzieje w tym, że w domu Kubuś inaczej niż w Szpitalu zacznie postępować... A tu sam Kubuś zrobił nam niespodziankę niespodziewaną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz