czwartek, 25 czerwca 2009

Poniedziałek, 9 marca 2009 r. Siusiu nas nie interesuje

Do poniedziałku nie udało się już nic więcej wydusić z pęcherza. W sumie się już i poddałam i załamałam... Starciłam nadzieję, a i Kubuś coraz gorzej się z tym siusiu i wyczekiwaniem na nie czuł...

Z Panem Doktorem ustaliliśmy, że po prostu damy mu odpocząć. Nerki są zabezpieczone (czyli mocz się do nich nie cofnie), a to najważniejsze. Mamy nadzieję, że jak nikt nie będzie na niego naciskał, to on sam w końcu zacznie robić siusiu. Pod taką presją psychiczną, to rzeczywiście może być trudne do wykonania, choć dla większości z nas niewyobrażalne, bo jak można nie robić siusiu lub tak długo wstrzymywać?? Niepojęte. Nie mamy najmniejszego pojęcia jak Kubuś w ogóle czuje to czy ma siusiu w pęcherzu czy nie, czy czuje nacisk czy nie itd.

Jedyne co nas zaniepokoiło to, to że siusiu stało się mętne. W związku z tym jutro mamy oddać próbkę do laboratorium na badania (pobraną obojętnie skąd, czyli zapewne ze stomii, bo najłatwiej). Mam nadzieję, że nic z tego siusiu się nie wykluje (wyrośnie). Cały czas boję się tego pseudomonas... I jego wizja nad nami jest strasznie dołująca. Wydaje mi się, że oboje z Kubusiem po prostu mamy już dość. Przechodzimy jakiś kryzys psychiczny związany z chorobą i pewnie przesileniem wiosennym, bo słoneczka ostatnio nie ma za dużo. Dzisiaj w ogrodzie dojrzeliśmy szpaka, oznakę wiosny; tak jak i pąki na naszej czereśni. Już niedługo będzie ciepło i słonecznie, a to od razu zawsze poprawia nastroje.

Po powrocie do domu, Kubus zdecydowanie lepiej się poczuł, zwłaszcza, że wszyscy przestali interesować się jego siusiu czy je zrobił czy nie i w ogóle o tym rozmawiać. Do Szpitala bał się jechać, czyli chyba naprawdę mocno odczuwał tą presję. Trzeba mu poprawić nastrój, to możliwe, że i siusiu samo poleci. Nie wiem, czy na tej podstawie można wyciągać jakieś bardziej konkretne wnioski odnośnie Kubusia stanu psychicznego, ale ciągła zabawa w lekarza i szpital... Kubuś jest Panem Doktorem, który przeprowadza operację (śrubokrętem na moim brzuchu i twierdzi, że odtyka mi pęcherz); robi zastrzyki i polewa rany 3 płynami: szczypiącym, pieczącym i nieszczypiącym-niepieczącym; daje lekarstwa i bandażuje rany. Zawsze jest ta sama procedura. A do tego zachowuje się jak Doktor House... tylko, że bez laski i w okularach (zabawkowych). Z klocków zbudował szpital, gdzie są pacjenci i jest apteka. Dzisiaj do grona chorych Naszego Pana Doktora Kubusia dołączył także Jacek (do dzisiaj ja byłam jedynym i wyłącznym pacjentem Kubusia, poza czasami Tatą). Jednak ta zabawa pewnie ma na celu odreagowanie tego wszystkiego, co mu się przydarzyło. Urlop obojgu nam by dobrze zrobił... Ale nie jest to do końca możliwe. Nie chodzi o jakiś wyjazd, ale o to, że gdziekolwiek byśmy nie byli, to świadomość choroby będzie zawsze z nami. Od tej świadomości bardzo ciężko jest uciec choć na chwilę... A bardzo by się chciało... Nawet w czasie snu mi to nie wychodzi... Wiem, że są dzieci bardziej chore i ich rodzice także przechodzą takie same lub podobne chwile. Nieważne jaka jest choroba, jeżeli jest ona przewlekła i stała, to zawsze działa na psychikę..

SCYNTYGRAFIA STATYCZNA NEREK KUBUSIA
U Kubusia wykryto cechy zastoju i podejrzenie bliznowacenia obu nerek. Względne zmniejszenie czynnego miąższu nerki prawej. Mimo tego okrutnego brzmienia jest to dobra wiadomość. Wydolność lewej nerki jest na poziomie 56,95%, natomiast trochę gorszej prawej - 43,05%. Od Pana Doktora dowiedziałam się, że o nerki trzeba się będzie naprawdę martwić jak poziom którejkolwiek z nich spadnie poniżej 25%. Niestety zbliznowacenia nie mają tendencji do odbliznowacenia się i te części pozostaną na zawsze nieczynne, ale Kubuś rośnie a wraz z nim i jego nerki. Jak na jego stan, po tak późnym wykryciu zastawek to, to badanie ma na poziomie bardzo dobrym. Zobaczymy co jeszcze na to nefrolodzy powiedzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz