czwartek, 25 czerwca 2009

Piątek, 29 sierpnia 2008 r. Morganella morganii

Morganella morganii - piękna nazwa, prawda? Ciekawa jestem kto wymyśla te nazwy; wiem że są łacińskie, ale jak mimo wszystko ładnie brzmią, jednak jak się okazuje takie ładne to one wcale nie są. Tą bakterię właśnie, z którą musieliśmy się dopiero poznać, bo wcześniej nie była nam znana, wykryto w posiewie moczu z pęcherza w stężeniu 107. Prosto z tym wynikiem pojechaliśmy na umówioną już wcześniej wizytę w Poradni Nefrologicznej. Pomimo mojego strasznego stracha, że znowu antybiotyk i że znowu nas położą (ten pseudomonas cały czas nad nami, zwłaszcza mną, ciąży), okazało się że na razie nie robimy nic; dokładnie nic, wszystko pozostaje tak jak było wcześniej. Pani doktór doszła do wniosku, ze nie ma co faszerować go antybiotykami na razie. Bakteria do nerek nie powinna dotrzeć, bo są przetoki, przez które wyleci jakby próbowała.

Z przetok wyszły nadal pojedyncze bakterie E.Coli w stomii prawej i mieszana flora bakteryjna w stomii lewej (o której już dobrze wiem, że może być i u Kubusia uznawana jest za stan normalny). Kolejne posiewy w następnym miesiącu i wtedy zobaczymy co się dalej z tymi bakteriami dzieje. Antybiotyków nie zastosowano, gdyż poza wynikami posiewu Kubuś nie ma żadnych objawów klinicznych posiadania tych bakterii (ładnie się to nazywa), czyli nie gorączkuje, nic go nie boli itp. itd. A ponieważ Kubuś jest przypadkiem (nie lubię tego określenia, ale inne nie przychodzi mi w tej chwili do głowy), do którego ciągle będą jakieś bakterie się przyplątywać, to nie ma co z tak małego powodu uodparniać go na antybiotyki i te bakterie uodparniać także. Zupełnie z tym poglądem się zgadzam. A więc cali i szczęśliwi wróciliśmy do domu. Kolejny stres za miesiąc, przy następnych posiewach....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz