czwartek, 25 czerwca 2009

Piątek, 9 maja 2008 r. Lato?


Początek maja przyniósł właściwie lato, bo temperatura na dworzu zrobiła się wysoka. Tak wysoka, że rozłożyliśmy dzieciom basen. Jak można się łatwo domyśleć: dzieci były zachwycone.

Już wcześniej Madzia próbowała wejść do stawiku (naszego oczka wodnego), jednak zawsze prawie u kresu swojego celu była zabierana z powrotem na trawnik. Drugą wcześniejszą dla dzieci atrakcją był młyn wodny, który Misiu zrobił (początkowo miała to być tylko obudowa brzydkiego czarnego plastikowego filtra do oczka, ale w czasie robienia się rozrósł do wielkości młynu z domkiem, gankiem i tarasem). Zresztą młyn cały czas jest świetnym miejscem do zabawy wodą.

Kubuś wykorzystuje koło młyńskie do mycia wszystkiego; od swoich rączek po zabawki. Na razie rybki (6 sztuk karasi) znoszą to dobrze, a przecież idea filtra jest taka, że z niego ma wypływać czysta woda... Rybki Kubusiowi się bardzo podobają i bywają przez to dobrym argumentem do zagonienia go do domu wieczorem - rybki idą spać.

W między czasie Agacia była u hematologa, który odesłał nas do laryngologa. Ten (a właściwie ta) stwierdziła, że w tej chwili nic się nie dzieje i w związku z tym jest w porządku. Tak więc sprawa węzła chłonnego na razie zawisła... Mamy się pojawić za dwa miesiące lub wcześniej jak coś się będzie działo. Kubuś dostał skierowania na kolejne badania - w przyszłym tygodniu je zrobimy i zobaczymy co wyjdzie. Jednak na razie mocz bez posiewu, gdyż Pani Doktór w przychodni powiedziała, że skoro na wypisie nie ma konkretnego wskazania badania moczu, to ona nie będzie robić swojej przychodni dodatkowych kosztów. Jeżeli w szpitalu chcą posiew, to niech sami go wykonają. I tak właśnie wygląda u nas finansowanie służby zdrowia. Nie można zrobić badania, bo nie wiadomo kto za nie ma zapłacić. I jak w takiej sytuacji wcześniej zapobiegać różnym chorobom? A przecież już dawno udowodniono, że profilaktyka jest tańsza niż leczenie, ale jak widać nasza służba zdrowia jest na tyle bogata, że woli leczyć niż zapobiegać. Czasami nasuwa się okrutny wniosek, że może oni myślą, że część chorych w międzyczasie umrze i w związku z tym, po co wydawać pieniądze na profilaktykę (coś się wykryje i trzeba będzie leczyć) czy leczeni, bo jak przyjdzie to już będzie za późno na cokolwiek poza modlitwą. To jest po prostu tragiczne. Nie wiem kiedy się to zmieni, ale mam nadzieję, że szybciej niż później.

Madzia została zaszczepiona programowo na odrę, świnkę i różyczkę. Zniosła to bardzo dzielnie, bez płaczu, ale wyraziła swoją dezaprobatę co do tego zabiegu. Poza tym nasza kobietka ma już 72 cm wzrostu i waży 9,8 kg. Kroków robi coraz więcej i częściej, ale wszystkie jak "rozważna i romantyczna". W sumie to ciekawe, bo na czworakach jest z niej straszna łobuziara. Usiłuje wszędzie wejść i się dostać, do wszystkiego dosięgnąć. Jakby mogła, to by po suficie już chodziła. Jej alpinistyka natchnęła mnie do małych przemeblowań w sypialni i w salonie; w sypialni udostępnienie bezpiecznie parapetu, a w salonie przeniesienie sprzętu wysoko poza jej zasięgiem (najbardziej ukochała wyjmowanie karty od cyfry...) lub jej nagłe wyłączanie.

Z woreczkami mieliśmy ostatnio dziwną przygodę. Odkleił się jeden woreczek i niby wszystko normalnie, a jednak. Wymyłam skórę gazikami, potem rękawiczką z mydłem i po osuszeniu ręcznikiem papierowym zaczęłam przyklejać nowy woreczek. Wszystko wyglądało ok., ale po chwili zaczął w jednym miejscu się odklejać. Oderwałam i znowu cała procedura na nowo. I znowu to samo - odkleił się, pomimo tym razem zastosowania także gazików z klejem. Za trzecim razem się już zdenerwowałam i już chciałam dać za wygraną, ale w końcu w akcie desperacji posmarowałam ten oderwany woreczek tym gazikiem z klejem i o dziwo się przykleił ponownie i tym razem już na dłużej. Nie wiem jak to się stało i pewnie ten numer nie jest do powtórzenia. Ale później pomyślałam, że może po prostu z tą partią woreczków mogło być coś nie tak. Sama już nie wiem. A może skóra Kubusia chciała już odpocząć? W końcu wieczorem i tak została założona pielucha. Następne przyklejanie woreczków wyszło już standardowo normalnie, za pierwszym razem prawidłowo. A może to jednak była zmęczona skóra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz