czwartek, 25 czerwca 2009

Poniedziałek, 29 grudnia 2008 r. Święta, Święta i po Świętach


Dość długo nie pisałam, co Szanowna Ciocia Basia ostatnio zausterkowała przez telefon :-). Od początku grudnia, w sumie jak wszyscy, zaczęło się już życie nadchodzącymi Świętami i przygotowywaniami do nich. Prezenty już właściwie wszystkie zgromadzone zostały do połowy grudnia, ale to i tak nie wykluczyło ostatnich prezentów, kupowanych już na ostatni dzwonek. Ale na szczęście wszystkie dotarły na czas. Tak jak zresztą dałam się podpuścić na Kup Misia TVN... Co ja się naklikałam i naciskałam klawisza F5... Ale w końcu się udało: Zuza dla Madzi i Pola dla Agatki. Mimo całego problemu z ich zdobyciem, naprawdę samo poczucie zdobycia go wreszcie, to normalnie prawie jak wygrana w totolotka: chciało mi się śmiać i płakać, skakać i wrzeszczeć.

Dzieci powychodziły ze wszystkich chorób, a więc na Święta nie było małego szpitala. Agacia zmniejsza dawki leków, ale i tak na początku stycznia idziemy na kolejną kontrolę do pulmonologa. Jak na razie przychodni na Janosika, nam nie przenieśli, a więc nie mamy jeszcze tak daleko do niej (jakby przenieśli tak jak szpital, to byśmy musieli jeździć via Szczecin, na drugi jego koniec). Kubuś trzyma się bardzo dobrze. Musiałam z nim przejść małe perypetie, ale w ciągu mniej więcej tygodnia przyzwyczaiłam go już do jedzenia obiadów, a dokładniej także do jedzenia tego co jest na stole na obiad, a nie w kółko tylko albo parówki albo rybka (paluszki rybne). Teraz już siada z nami do jedzenia, ale niestety trzeba go karmić. Z tym zawalczę za jakiś czas - nie wszystko na raz.

Madzia rozrabia ile się da, teraz do asortymentu dołączyła otwieranie drzwi (choć do nich nie sięga, to zawsze ma przy sobie stołeczek, w takim przypadku nieodzowny). Na pewno mówi już "cześć", poza "mama" - słowem, które określa właściwie wszystko; "tata", "am" (czyli jedzenie). Ale i tak Nasza Kobitka należy do grona gadatliwych osób, gdyż potrafi w sposób jedynie dla siebie zrozumiały całe wykłady nam prowadzić. Do tego jest piękna gestykulacja zarówno ciałem jak i całą twarzą. Coraz chętniej przymierza się także do pisania i rysowania. Wszelkie długopisy, kretki, a zwłaszcza flamastry stanowią potencjalne niebezpieczeństwo, gdyż niestety Madzia swojej weny artystycznej nie ogranicza tylko i wyłącznie do rysowania na papierze; jako podkłady malarskie używa ścian, mebli, podłogi (z tej akurat najłatwiej schodzi), własnego ciała (bodypainting ?) i ubrań.

Kubusiowi także buzia się nie zamyka. Jest to chyba najbardziej gadatliwy facet jakiego znam. Do tego teraz doszedł etap pytań, którymi potrafi zamęczać, zwłaszcza jak dotyczą rzeczy, które on doskonale zna, np. co to jest noga, czy co to jest stół... O dziwo Jacek jeszcze z tego etapu do końca nie wyrósł i we dwóch na prawdę potrafią dać popalić. Najgorzej było z pytaniem dlaczego jest dzień i noc... Chciałam Kubusiowi wytłumaczyć jak to Ziemia się kręci wokół Słońca itp., ale w trakcie wykładu stwierdziłam, że w tej chwili nie ma to jeszcze najmniejszego sensu (potem może być problem, jak było słychać z niektórymi politykami...), gdyż nie da mu się wytłumaczyć, że ziemia, na której stoimy się kręci... On w to na razie nie uwierzy, nie ma mowy. W końcu stanęło na tym, że Słoneczko idzie spać i dlatego jest noc.

Agacia i Jacek przygotowania przed Świąteczne spędzili bardzo bardzo intensywnie - zwłaszcza ostatnie dwa dni - na graniu w Need For Speed. Agatka mimo to znalazła chwilę na zrobienie ciasteczek (całej kopy) i dotego piernika. Jacek może chociaż ogarnął swój pokój, ale jeżeli już to musiało być przed samą Wigilią, bo jak wcześniej próbowałam wejść do jego pieczary, to mi się nie udało szerzej uchylić drzwi niż na tyle, aby móc tam zajrzeć.

Święta

Wigilię spędziliśmy rodzinnie z Teściami; w sumie 10 osób plus Psotek, Pusia, 6 karpi Koi, no i ewentualnie myszy, które mimo wszystko nie były zaproszone i nadal nie są mile widziane (kocisko węszy, węszy, ale poza złapaniem jednej jakiś czas temu jak na razie nic więcej nie wywęszyło, choć ja mam jeszcze wrażenie, że jakaś jest gdzieś tam w tej dziurze ukryta.... Ale przynajmniej odkąd jest Pusia, to przestały być takie bezczelne). Wigilia, pomimo że miała się zacząć najpóźniej o 17-stej, to zaczęła się z ponad godzinnym opóźnieniem - czekaliśmy na Ewę i Zbyszka, którzy pojechali wcześniej do Ani, Rafała i Paulinki, aby złożyć Świąteczne życzenia. Zawsze twierdziłam, że Wigilia jest dla dzieci bardzo okrutnym dniem. Cały dzień zdają sobie sprawę, że przyjdzie Mikołaj z prezentami, ale każą im czekać najpierw do pierwszej gwiazdki, aby siąść do stołu, a potem przeczekać wszystkie dania, bo dopiero po nich przybędzie Mikołaj. Do tego jak co roku odkąd pamiętam, telewizja rodzicom nie pomaga w tym dniu, gdyż nadaje głównie filmy nie nadające się dla małych dzieci... A propos, najgorszą rzeczą jaką zrobił TVN w Wigilię, było puszczenie w porze uczt Wigilijnych "Siedmiu Wspaniałych"... Ani nagrać się nie dało, ani tym bardziej obejrzeć... Wracając do dzieci, to na szczęście posiadamy MiniMini, a dzięki temu bajki cały dzień... Ale to i tak męczarnia dla dzieci straszna i chyba nic mojego zdania na ten temat nie zmieni.

W każdym razie udało przebrnąć się przez wszystkie przygotowane dania, choć i tak po pierwszym, góra drugim wszyscy prawie wymiękli. Już nie te żołądki i czasy, aby to wszystko zjadać.. I do tego wszystko nie jest łatwostrawne, wręcz przeciwnie....W końcu jednak nastała upragniona przez wszystkie dzieci chwila - przyszedł Mikołaj. Co prawda dzięki telefonom komórkowym udało się mu dostarczyć brakujące szczegóły przebrania, ale w końcu przyszedł dźwigając wielki czerwony worek prezentów. Kubuś patrzył z wielkim podejrzeniem i sprawdzał będące wokół niego osoby, ale udało się wmówić mu, że Agatka jest na górze, a potem w oranżerii i jej z salonu nie widzi (prezenty dla Agaci były przekazywane do oranżerii tak, jakby to ona tam odbierała). Nie miałam od niego żadnego sygnału, że nie był to prawdziwy Mikołaj. Ciekawe jak mimo wszystko dorośli usiłują jak najdłużej utrzymać w dziecku wiarę, że Święty Mikołaj istnieje i odwiedza dzieci w Wigilię przyjeżdżając do nich na swoich wielkich saniach zaprzęgniętych w renifery.

Teraz wyliczanka, czyli jak chojny był w tym roku Mikołaj dla "grzecznych" dzieci - kolejność alfabetyczna. Agatka - 2 sztuki ręczników kąpielowych z filmów: "Madagaskar" i "Gdzie jest Nemo"; Miś TVN'u Pola + herbatka owocowa Saga; 2 bluzki; kapelusz; zestaw perfum; duża maskotka Didla oraz kolczyki, książka i słodycze. Jacek - 1 ręcznik kąpielowy "Auta"; zestawy klocków Lego City: stacja benzynowa i samolot; bluza, słodycze, kosmetyki. Jakub (Kubuś) - oj będzie długa - kolejka lego duplo; lego duplo remiza strażacka i budynek policji; ręcznik kąpielowy "Auta"; maskotka "Chudego" z "Toy Story"; zestaw małego majsterkowicza; lampka nocna w stylu akwarium (także dla Madzi) i lego duplo kuchnia i łazienka. Magdalena - ręcznik kąpielowy "Kubuś i Hefalumpy"; wózek wiklinowy dla lalek z lalką; ubranko do Baby Born, którą dostała rok temu od Mikołaja; słodycze; Miś TVN'u Zuza i maskotka Shreka. Możliwe bardzo, że coś pominęłam w tej wyliczance, ale teraz już trudno sobie wszystko dokładnie przypomnieć. W każdym razie ręczniki wszystkie zakupiłam im ja, aby było po praktycznym prezencie (w zeszłym roku było po komplecie pościeli). Na kolejkę wiem że wydałam kupę kasy w sumie, ale ją kolekcjonowałam już od października. A w sumie i tak wyszło, że poza jedną pętlą drugiej nie mogą zamknąć bo brakuje zwrotnicy i kilku torów, więc Poświąteczny Mikołaj już dokupił brakujące elementy... Ale jak to kolejka, zawsze można ją w nieskończoność rozbudowywać... Najważniejsze, że dzieci są bardzo zadowolone. Kubuś cały czas bawi się kolejką, a z Chudym zawsze sypia. Do tego telewizja programem sprawiła dzieciom także prezenty (bo dla rodziców to same powtórki przygotowała, choć przy Piratach z Karaibów świetnie się bawiłam), a mianowicie: "Toy Story 2", które teraz Kubuś z Madzią oglądają prawie na okrągło, do tego "Auta", nasze zarysowane nie dające się oglądać, można teraz już oglądać i jeszcze kilka bajek. W każdym razie nagrywarka pracowała i w sumie pracuje pełną parą.

I tak oto w sumie Wigilia minęła. Nadal mimo wszystko jestem zdania, że dzieci prezenty powinny dostawać po amerykańsku, czyli pierwszego dnia świąt, gdyż wtedy od rana mają cały długi dzień na zabawę prezentami, a nie jak u nas w sumie ledwo co dostaną prezenty to są gonione do łóżka spać, bo w sumie już późna pora. Mimo wszystko maluchy udało się położyć bez większych problemów.

Teraz szykujemy się, niby, do Sylwestra, którego spędzimy u nas w domu. Właśnie dzisiaj udało mi się kupić rakiety. Teraz nagrywam także filmy, aby było co oglądać w Sylwestra, bo niestety telewizja, tak jak od ładnych kilku lat, a właściwie wyjścia z czasów PRL'u, nie daje ciekawego filmowego programu. Co gorsza pozostałe kanały (nawet płatne) poszły za jej przykładem i u nich także albo same powtórki albo beznadziejne filmy... Nie lubię tego święta, ale jak już trzeba jakoś przejść ten dzień, to przynajmniej niech będzie miły i przyjemny.

Szczerze to nawet jakbym mogła i miała pieniądze, to nie poszłabym na żaden bal czy coś w tym stylu, fajnie jest mimo wszystko spędzać ten wieczór w rodzinnym gronie, z dziećmi. Nas dorosłych fajerwerki i siedzenie po nocy tak nie bawi jak dzieci. Jutro nagram ostatnią część "Piratów z Karaibów", którą zamierzamy obejrzeć dopiero w Sylwestra. Rakiety wystrzelimy o północy, Kubuś już się pytał czy to dzisiaj i nie chciał iść z początku spać. W samego Sylwestra trzeba będzie go położyć popołudniu na drzemkę, aby był w stanie wytrwać do tych wymarzonych wystrzałów. Ciekawe jak zamożne w tym roku będą kieszenie sąsiadów i czy także przygotują spektakl jak w zeszłym roku. U nas w każdym razie na ten cel marnie - 17 rakiet. Ogni rzymskich nie było więc nic więcej nie dokupywałam, bo nie znam się na tym, a rakiety wiem, że się mi i dzieciom podobają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz