wtorek, 6 października 2009

Poniedziałek, 5 października 2009 r. -


Cały poprzedni tydzień grzecznie rano i wieczorem jeździliśmy na Oddział, aby "motylek" dostał pić. Kubuś bardzo dobrze czuł się mimo dostawania tak silnego leku. "Motylki" tym razem bardzo dobrze i długo się u Kubusia trzymały - tylko dwa na 10 dni leczenia, to na prawdę sukces; i to oba założone za pierwszym razem, w miejscach wskazanych przez Kubusia (oba zgięcia łokciowe - sam je wybrał, twierdząc, że tam nie będzie bolało).

W czwartek wieczorem (1 października) musieliśmy trochę pomęczyć Kubusia, gdyż były brane mocze na posiew i badanie ogólne. Znowu był cewnikowany i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu siusiu w pęcherzu po całym dniu było dosłownie kilka kropel, które nawet nie wyciekły przez cewnik, tylko utknęły w rurce cewnikowej. Na szczęście na posiew tyle wystarczyło, ale o badaniu ogólnym moczu można było zapomnieć. Siusiu na ogólne mieliśmy dowieść następnego dnia wieczorem. I się udało, bo Kubuś do kubeczka zrobił ok. 30-40 ml i to po wcześniejszym robieniu siusiu na kibelek. Siusiu ciekło dosłownie kropelkami (nie było mowy o strumieniu nawet maluteńkim), ale zawsze dobre to niż nic. Przy cewnikowaniu Kubuś oczywiście się znowu wyrywał i krzyczał, ale - jak mi powiedziały pielęgniarki - to i tak nie było tak strasznie, gdyż w sumie rzeczywiście gdyby naprawdę chciał się wyrwać, to dwie trzymające (w tym ja) nie dałybyśmy mu rady. W momencie jak rurka cewnika już weszła trochę, to przestał się wyrywać. Nie mam pojęcia jakie to uczucie być cewnikowanym, ale jak przypuszczam okropne i nie wiem czy chciałabym je przeżyć. Ale jako dorosły, to człowiek wie, że musi i zaciskając zęby wszystko prawie jest w stanie znieść.

W sobotę przyszła wyczekiwana wiadomość - mocz jest jałowy!!! To na prawdę była super wiadomość, bo bałam się, że ta pałeczka ropy błękitnej się uodporni i... No właśnie jakie leczenie byłoby dalej. Ale na szczęście moje kruczoczarne myśli się nie spełniły i zostało tylko dokończenie leczenia antybiotykiem i na razie koniec tych przyjemności. Muszę przyznać, że Oddział Stacji Dializ jest zupełnie innym oddziałem niż do tej pory przez nas zaliczone. Jest tam wrażenie jakby było się na intensywnej terapii albo coś w tym rodzaju. Taka cisza i buczące maszyny. Taka cisza, że aż bałam się mocniej zadzwonić, aby nas wpuścili czy głośniej coś powiedzieć (właściwie normalnie powiedzieć), zawsze półszeptem. Ale w sumie i mnie i Kubie się tam podobało.

Dzisiaj był ostatni dzień przyjmowania antybiotyku. Ostatnia dawka wieczorem, po której "motylek" został usunięty, co już było ostateczną oznaką zakończenia wizyt na Oddziale Stacji Dializ. Kubuś wyczekiwał tego momentu, gdyż wreszcie mógł się z Jackiem kąpać w bąbelkach. W związku z tym, zaraz po wyjściu ze Szpitala zadzwoniłam do Jacka, aby już wodę do wanny zaczął napuszczać. Po kąpieli Kubuś właściwie w biegu padł, ale jutro może się wreszcie wyspać, nie będę go budzić z samego rana. Ja także mam taki sam plan.

Dzisiaj także Kubuś był umówiony do Urologa. Udało nam się wcześniej do niego dostać niż byliśmy umówieni - nie chciałam dwa razy jeździć do Szpitala. W sumie nie wiele się dowiedziałam, poza tym, że wyjmujemy Kubusiowi cewniki (te założone na początku roku) i zamykamy jedną stomię. Doktór pytał się która stomia jest bardziej płaska czy nawet wklęsła (prawa), więc że ta zostanie zamknięta. Jednak główne decyzje zapadną jutro, gdyż przyjeżdża Konsultant do nich i będą z nim na ten temat dyskutować. Czekam na telefon po naradzie.

Z usunięciem cewników się w zupełności zgadzam. Uważam, że nic nie dały, a może nawet wręcz przeciwnie, bo przed ich założeniem Kubuś robił siusiu siusiakiem raz dziennie i na tyle duże, że byłam w stanie pobrać na badanie. Teraz to potrafi nawet kilka dni nie robić, jak zrobi to maleńko i z wysiłkiem. Teraz wysiłek jest spowodowany bardziej brakiem moczu w pęcherzu niż problemów z samym robieniem. Wczoraj także pojęłam, że zamknięcie stomii i tak musi nastąpić, nieważne co będzie dalej. Gdyby stomie zostały w miejscach, w których obecnie są, nigdy - nawet dorosły - nie byłby w stanie sam ich obsłużyć. Nawet - przy złym scenariuszu - jakby trzeba było je na nowo wyłaniać, to i tak w innym miejscu - z przodu na brzuchu, aby mógł sam sobie zmienić worek itp. itd. Po dojściu do takich wniosków nie mam teraz nic przeciwko zamknięciu stomii. Przecież będzie także po stałą kontrolą i w razie czego niestety pójdzie "pod nóż". Może to dziwne i nienormalne takie rozumowanie, ale staram się podchodzić obiektywnie, gdyż wtedy jest się w stanie zrozumieć i postępowanie lekarzy i rzeczywiste "za i przeciw" danego zabiegu.

Najdziwniejszą rzeczą jaka się dzisiaj zdarzyła, była reakcja Kubusia na sprawę zamknięcia jednej stomii. Wracając rano ze Szpitala Kubuś spytał się mnie czy jak Madzia będzie w jego wieku, to czy będzie miała stomie. Po mojej przeczącej odpowiedzi, stwierdził, że przecież stomie wyrastają w tym wieku. Taka wypowiedź świadczy o tym, że Kubuś nie pamięta o tym jakie było jego życie bez stomii. Po wytłumaczeniu, że stomie nie wyrastają, tylko zostały mu zrobione przez lekarzy, aby "uratować nerki", inaczej podszedł do sprawy stomii. Owszem je lubi, choć tego nie powiedział, ale spytał się kiedy zostanie usunięta druga stomia (bo zrozumiał rozmowę o usunięciu jednej stomii). Bardzo się cieszę z jego tak pozytywnego nastawienia do tej operacji, choć teraz dopiero posypała się lawina pytań już o wiele bardziej szczegółowych na temat tego zabiegu. Musiałam dokładnie - w miarę - opisywać jak to będzie wykonane, że Panowie Doktorzy natną jego skórę specjalnym nożem i że po usunięciu stomii zaszyją specjalnymi nićmi, innymi niż ja używam do szycia ubrań. Uzgodniliśmy także, że Panowie Doktorzy mają założyć szwy, które się zdejmuje, bo tych szybciej się pozbędzie; uzgodniliśmy, że jakby w czasie operacji się obudził, to nie chce, aby ona dalej się odbywała; uzgodniliśmy, że po operacji jak nie będzie chciał, to nie będzie oglądał rany i plasterka po stomii, ale jak będzie chciał, to obejrzy; uzgodniliśmy też co będziemy robić po operacji, jak Kubuś będzie mógł tylko leżeć (Tym razem pamiętałam (nauczka z ostatniego pobytu na Oddziale Chirurgii), żeby Kubusiowi powiedzieć, że po operacji będzie musiał poleżeć kilka dni na Oddziale i nie będzie mógł wstawać i że będziemy tam nocować ) itp. itd. W sumie po tych rozmowach uważam, że zabieg powinien odbyć się jak najszybciej, bo jest do niego psychicznie bardzo pozytywnie nastawiony, a to także jest bardzo ważne w leczeniu wszystkich chyba schorzeń.

Na zdjęciu Kubuś z Madzią i świnką morską Pan Pepe Dziobak (Agent P) z bajki Fineasz i Ferb, ulubionej nie tylko Kubusia, ale nas wszystkich.

Dodatkowo Agacia była dzisiaj u Pulmonologa i miała wykonywane testy alergiczne. Najgorsze były trawy wszelkiego rodzaju oraz kot, reszta - łącznie z Panem Pepe Dziobak - wykazała malutkie zaczerwienienia, ale bez większego wpływu na jej zdrowie. Kot nie był zaskoczeniem, gdyż cały czas po zabawie z kotem Agacia dostawała wzmożonej alergii. Ale niestety tłumaczenie, że ma kota zostawić w spokoju nic nie daje, jak na razie. Pusiek najbardziej winny zamieszania alergicznego śpi teraz spokojnie obok mnie na kanapie. W każdym razie z badań wynikło, że Pepe-Dziobak może zostać u Agaty w pokoju, ale kot ma tam zakaz wstępu. Najważniejsze jest to, że nie jest gorzej, nawet pod niektórymi względami lepiej, tylko bidulka musiała się przemęczyć kilka dni bez leków wspomagających... Po powrocie do domu szczęśliwa wzięła wreszcie Zyrtec, który zminimalizował wszystkie wychodzące przez te kilka dni uczulenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz