poniedziałek, 28 września 2009

Niedziela 27 września 2009 r., Nadal Pseudomonas... i grzyby

Po dwóch dniach od kontrolnego badania moczu były już wyniki. Niestety Pseudomonas wszędzie, najmocniej w pęcherzu. Czyli moje najgorsze obawy się spełniły... Pseudomonas oznacza Szpital... A Szpital, to wiadomo co - całe życie wywrócone do góry nogami.

Jednak nie wyszło tak źle, a nawet, jak na tą sytuację, to bardzo dobrze. Kubuś owszem został przyjęty na Oddział, ale od razu dostał przepustkę, dzięki czemu po dopełnieniu formalności, założeniu "motylka" i daniu "motylkowi" pić (mówiąc po dorosłemu: założeniu wenflonu i podaniu antybiotyku), pojechaliśmy do domu. Teraz kursujemy dwa razy dziennie - na 8 rano i na 20 wieczorem, aby "dać motylkowi pić". Kubuś tym razem całą sprawę "motylka" tak dzielnie zniósł, że aż byłam pod wrażeniem. Nawet się nie zająknął ani nie skrzywił przy całej operacji zakładania wejścia dożylnego. Co prawda jeszcze przed przyjazdem do Szpitala ustalił, w którym miejscu chce, aby on był, i chyba to, że się akurat tam udało, spowodowało, że był taki dzielny. Antybiotyk dostaje od piątku wieczorem.

W sobotę, po porannym nakarmieniu "motylka" pojechaliśmy z Babcią Ewą i Dziadkiem Zbyszkiem na grzyby, na które Kubuś już od kilku dni się wybierał. A ponieważ była wyjątkowo piękna pogoda, zwłaszcza jak na koniec września (ok. 20 stopni i piękny słoneczny dzień), to taka wycieczka była wręcz wskazana. Ogromnej ilości grzybów nie znaleźliśmy, ale całkiem przyzwoicie. Kubuś do swojego koszyczka zbierał przeważnie różnego rodzaju "skarby", czyli patyczki, źdźbła traw i inne takie. O dziwo nie chce zbierać np. szyszek.

W niedzielę powtórzyliśmy taką wycieczkę na grzyby, ale tym razem w innym składzie: Gucia, Tata i Jacek do tego. O mnie nie piszę, bo to oczywiste, gdyż beze mnie to właściwie on nie chce nigdzie jeździć czy chodzić. Jacek był pierwszy raz na grzybach od ładnych 5-6 lat, czyli właściwie tak jakby nigdy wcześniej nie był. Dzisiaj otrzymał pierwsze lekcje nauki zbierania grzybów - na pierwszy rzut poszły podgrzybki, które w sumie - ponieważ są tak charakterystyczne - są bardzo łatwe do odróżnienia. Jak trafiliśmy na dobre miejsce, to i Jackowi się zbieranie grzybów spodobało.

Kubuś miał problem z wypatrywaniem grzybów. Ale jak mu pokazałam, to dzielnie je ścinał i wkładał do swojego koszyczka, bo to On je znalazł i są jego. Mimo zbierania grzybów nie wyraża nawet najmniejszej chęci ich jedzenia i to w żadnej postaci. W sumie dzięki temu, że miał mały koszyczek i tak dzielnie zbierał grzyby, to wygrał, gdyż pierwszy miał zapełniony cały koszyczek.

Dzisiejszy dzień był jeszcze bardziej gorący niż wczorajszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz