piątek, 17 lipca 2009

Piątek, 10 lipca 2009 r., Wycieczka statkiem po Odrze


W piątek po południu zgodnie z palem wyruszyliśmy na wycieczkę statkiem po Odrze, a dokładniej po szczecińskim porcie. Kubuś tym razem został wyedukowany na temat, że cumy zostaną odwiązane i popłyniemy statkiem, w związku z tym nie było zaskoczenia jak do tego doszło, a nawet wręcz przeciwnie, bo Kubuś musiał nadzorować całe to wydarzenie.

Na wycieczkę pojechaliśmy autobusem, bo dla Kubusia to dodatkowa frajda, choć był zawiedziony, że nie przesiedliśmy się na tramwaj... Typowe chyba zachowanie dzieci, które ciągle są wożone samochodami... Dla nich autobus czy tramwaj to na prawdę frajda. Pamiętam, że sama miała z tego kiedyś wielką frajdę i jak tylko się dało, to chciałam jechać autobusem lub tramwajem.

Na wybrzeże (przy Wałach Chrobrego) dotarliśmy nawet przed czasem. Jednak nie było tam Cioci Jadzi z Kamilem, którzy mieli z nami uczestniczyć w tej wycieczce. Ja już z wrażenia spanikowałam, że może to nie ta część wybrzeża, więc zaczęliśmy iść wzdłuż niego. Po chwili natknęliśmy się na spóźnialskich i wszyscy razem biegiem ruszyliśmy na właściwą część wybrzeża. W sumie w ostatnim momencie wbiegliśmy dosłownie na statek; w ostatnim momencie nie jego odpłynięcia, ale lunięcia deszczu. W sumie było to jedyne miejsce w tej okolicy, w którym mogliśmy się schować. Do pozostałych schronień było stanowczo za daleko.

Kubuś nawet zajrzał na mostek i przywitał się z prawdziwym kapitanem. Jednak cała wycieczka, choć bardzo ładna, minęła nam w strugach już nie tak silnego deszczu, ale deszczu. Na domiar złego bateria w aparacie mi padła, więc ze zdjęć praktycznie nici - poza tym dodanym do pamiętnika. Widzieliśmy piękne czaple bodajże czarne; widzieliśmy parę unoszącą się nad wodą; widzieliśmy statki zacumowane w porcie i statki w trakcie remontu/budowy w dokach; widzieliśmy piękne stare zabudowania portowe - rzeźnie, magazyny. W sumie szkoda, że w ramach tego rejsu nie zwiedziliśmy także tzw. szczecińskiej wenecji. Ale i sama Łasztownia była na prawdę piękna.

Kubusiowi się podobało w miarę. Pod koniec był już trochę znudzony, zwłaszcza dlatego, że padało i nie można było chodzić po wszystkich pokładach (ściślej to mama zabraniała). Po wycieczce lekko zmarznięci poszliśmy na lody. W sumie to tylko ja tą całą wycieczkę odchorowałam zatokami, a dzieci bez żadnego szwanku z niej wyszły, pomimo lodzików, zimna, mokra itp. itd.

W każdym razie stwierdziliśmy, że musimy się jeszcze raz na taką wycieczkę wybrać, ale tym razem pogoda musi być bardziej gwarantowana niż wtedy. W piękny słoneczny dzień, to na prawdę musi być wielka frajda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz