wtorek, 14 września 2010

Poniedziałek, 13 września 2010 r., Jak tam Kubuś

Czas na moje refleksje...

Stomie zamknięte. Kubuś siusia, nie popuszcza, nie ma "wpadek" czy "przypadków"; wszystko niby jest w jak najlepszym porządku, ale....

Może się czepiam, ale jest kilka rzeczy, których nie mogę nie zauważyć. Przez ponad 3 lata, jak Kubuś miał stomie, astma nie dała ani razu o sobie znać, a teraz... od końcówki sierpnia coś tam się ima. Niby nic nie było, teraz to jakieś przeziębienie, ale... Coś nie tak mi to wygląda, jak przez ostatnie trzy lata...

Wystąpiły duszności, co jakiś czas, co kilka dni... Teraz jest przeziębiony, więc do zerówki nie chodzi. Przeziębiona jest prawie cała rodzina, poza psami i Pepe, bo kot też czasami psika... Ale to nie to. Nie umiem tego dokładnie opisać, ale jest to inaczej, bardziej astmatycznie (czego nie było od czasu wyłonienia stomii do zamknięcia ostatniej). Umówię go na wizytę u pulmonologa, ale to nie wydaje mi się przyczyną duszności... Obawiam się, że to jakiś mały zator w drogach moczowych coś powoduje.... Na kontrolę jesteśmy umówieni dopiero na drugą połowę października, ale w tym miesiącu wpadniemy na kontrolę do urologa, więc może wtedy Kubuś zostanie "prześwietlony"...

Powiedzmy szczerze, nie wszystko da się wymacać czy zobaczyć, jednak takie zmiany, w sumie nagłe powodują, że nie patrzysz sztampowo na objawy (której przed wyłonieniem stomii przypisywaliśmy, łącznie z lekarzami, astmie w rodzinie).

Już bardzo rzadko, mniej więcej raz na dwa-trzy tygodnie, Kubuś wspomni o jakimś bólu w plecach. Tylko jak pokazuje gdzie, to nigdzie to nie pasuje. Wyżej niż nerki, niżej niż płuca. W sumie wygląda to tak, jakby bolał go krzyż... Ale to także nie to...

Mam nadzieję, że w czasie kontroli u urologa zrobią nam USG, to wtedy dowiemy się może bliżej co dzieje się w drogach moczowych po zamknięciu stomii.


Środa, 1 września 2010 r., Rozpoczęcie roku szkolnego

Wstaliśmy po 7-mej, co dla Kuby nie było najfajniejsze, choć podniecony był dzisiejszym dniem. Tym razem nie tylko Agata i Jacek szykowali się do szkoły, ale także i on szedł na rozpoczęcie roku szkolnego. W całym tym rozgardiaszu Madzia także wstała, ale o tej porze nie widziała jeszcze powodu do wychodzenia z domu.

Pomimo zapowiedzi, pogoda rano dopisała i było słońce, choć chłodno. W sumie bardzo chłodno, bo jeszcze dwa-trzy dni wcześniej był upał, a tu nagle niecałe 12-14 stopni...
Agatka i Jacek poszli na rozpoczęcie roku do Gimnazjum. Natomiast ja z Kubusiem do Podstawówki, gdzie jeszcze w czerwcu chodził Jacek.

Rozpoczęcie roku, było jak zawsze, na sali gimnastycznej. Ponieważ nie widziałam nigdzie zebranej zerówki, więc zajęliśmy miejsca na sali. Zerówka została "zwołana" w czasie ceremonii. Pomimo, że Kubusia uprzedzałam, że będzie musiał iść sam na środek sali, to jakoś to do niego nie dotarło. Jak przyszło do wyjścia na środek sali, to trema go taka dopadła, że prawie był jak sparaliżowany; szedł jak robot pchany przeze mnie.... Tylko na chwilę mieli wyjść na środek. W sumie od razu było widać dzieci, które chodziły do przedszkola - te odważne, i te wychowywane do dziś w domowych pieleszach - trzymające się spódnic mam. Kubuś, jako mamin synek, tym bardziej starał się mnie trzymać.

Każdy z zerówkowiczów dostał plakietkę (Kubuś żółtą buźkę z uśmiechem widoczną na zdjęciu) i mogli już wrócić do swoich mam i tatusiów.

Po głównym apelu udaliśmy się do szkoły do sali, gdzie było naprawdę krótkie zebranie. Przypuszczam, że ta ceremonia, poza faktem wystąpienia przed całą szkołą, nie zaważyła tak na poglądzie Kuby, jak ceremonia zakończenia roku szkolnego, w czerwcu, kiedy to naprawdę była bardzo długa.... W każdym razie nie chciał iść do szkoły następnego dnia, co powtarzał przez całe wakacje od czasu tej nieszczęsnej ceremonii zakończenia roku szkolnego....

Kubusia nastawienie zmieniło się diametralnie następnego dnia, po normalnym dniu w zerówce, w sali z Panią, w grupie 14 zerówkowiczów... Teraz szkoła mu się spodobała i tak trzymać!!!


Czwartek, 5 sierpnia 2010 r., Wyjęcie cewnika DJ

W czwartek, zgodnie z terminarzem, zgłosiliśmy się na przyjęcie do Szpitala na wyjęcie włożonego cewnika DJ. Oficjalnie zostaliśmy przyjęci, choć na noc udało nam się pojechać do domu.

Wróciliśmy następnego dnia około 7:30 i Kubuś poszedł ponownie na Blok Operacyjny. Teraz już miał mniejszy entuzjazm niż przy zamykaniu stomii, ale i tak dzielnie poszedł.

Tym razem wszystko poszło bez żadnych problemów. Szwy się pięknie zagoiły, więc nie było już żadnych niespodzianek, a wyjęcie cewnika było formalnością.

W sobotę Kubusia przewieziono na Chirurgię, ale było prawie pewne, że tego samego dnia wyjdziemy do domu. I tak też się stało. Tym razem także wpadliśmy do sklepu z grami i kupiliśmy Rachet & Clank, w którą graliśmy w domu po powrocie. Żeby Kubusiowi jeszcze bardziej umilić całą sytuację przygotowałam mu jeden z ulubionych obiadów.

Starszaki już wróciły z Wa-wy, więc było więcej osób do skakania przy Kubie, a Madzia tym razem nie czuła się samotna.

Wszystko zapowiadało się tak, że chociaż ta część wakacji będzie atrakcyjniejsza. A tu pogoda w kratkę i do tego bakterie w morzu, czyli wyjazd byłby bez sensu. Pogoda w kratkę zniechęcała do kąpieli w basenie i tak, można powiedzieć, prawie w domu minęła końcówka wakacji...


Piątek, 23 lipca 2010 r., Zdjęcie szwów

Dzisiaj pojechaliśmy do Szpitala na zdjęcie szwów. Rana pięknie się goiła, bez żadnych niespodziewanych przygód. Jednak okazało się, że po zdjęciu szwów kąpać będzie się mógł dopiero po dwóch tygodniach, czyli około 10 sierpnia.... Znowu basen i wszystko poszło w odstawkę....


poniedziałek, 13 września 2010

Środa, 14 lipca 2010 r., Dzień po operacji

13-go lipca odbyła się operacja zamknięcia drugiej stomii Kubusia. Zdjęcie jej, zgodnie z rytuałem, zostało dzień wcześniej zrobione. Kubuś na operację poszedł dzielnie, w sumie jak zawsze ostatnio, aż mi dech w piersiach zaparło i lekkie ukłucie uczułam. Ciekawe, czy dorosły by poszedł tak dzielnie, jak 6-latek?...

Tego dnia od 7:30 rano nie widziałam go, aż do następnego dnia. Telefon na pooperacyjny był sztampowy. Miałam wrażenie, że Panie tam odbierające mają dla każdego rodzica taką samą śpiewkę, obojętnie jaki pacjent. Miałam tego dnia złe przeczucia, które, jak się niestety okazało następnego dnia, się sprawdziły.....

Przyjechałam do Szpitala około 8 rano, aby być zanim Kubusia przewiozą z Pooperacyjnego na Chirurgię. Rano nie było miejsc, aby przewieźć Kubusia (co było zgodne z moimi przewidywaniami na temat okresu wakacyjnego), chyba że wezmę "hotelówkę". Zdecydowałam się na to ostatnie, bo i tak wiedziałam, że na pewno kilka dni do tygodnia tutaj spędzimy. W związku z tym Kubusia przewieziono już rano.

Nie podobał mi się. Miał podkrążone oczy, ale nie od płaczu. Jakby mu coś ciążyło, przeszkadzało... Jakby, coś było nie tak... Do tego, pomimo, że był bardzo głodny, nie udało się mu nic zjeść. Wszystko od razu zwracał... Rozumiałam, że po narkozie tak może być, ale to już nie był efekt narkozy... Do tego po około 2 godzinach zauważyłam, że opatrunek jest mokry, mokry jak od moczu. Po niedługim czasie Kubuś pojechał na zmianę opatrunku, gdzie okazało się (moje koszmarne przypuszczenie się sprawdziło), że mocz przecieka przez ranę. W związku z tym Kubuś po godzinie wrócił ponownie na blok operacyjny.

Ja wyszłam na spacer. Spotkałam się z Misiem, który miał nas dzisiaj odwiedzić i powiedziałam mu złe wiadomości. Pokręciliśmy się wokoło Szpitala, bo trudno to nazwać spacerem, jak człowiek cały czas patrzy na zegarek i zastanawia się czy już po zabiegu i czy się tym razem udał do końca. W końcu zadzwoniłam i co prawda otrzymałam tą samą formułkę, co dzień wcześniej, ale mimo to poczułam się lżej. Tym razem wróciłam do Szpitala i czekałam z nadzieją, że może go późno wieczorem przewiozą na Chirurgię... Od lekarza dyżurnego dowiedziałam się, że już teraz nie przecieka i jest w porządku - sam poszedł sprawdzić, czy tak jest zanim mi to powiedział. Tą noc spędziłam w Szpitalu "sama", bo jak się okazało, że go nie przewiozą było już bez sensu, aby wracać do domu i po krótszym śnie rano wracać, aby być jak go będą przewozić z Pooperacyjnego.

Rano znowu się zobaczyliśmy. Tym razem o wiele lepiej na buźce wyglądał. Apetyt też miał i to bez żadnych żołądkowych sensacji. Od razu widać było, że teraz jest już w porządku. Kubusiowi założono cewnik DJ, który miał być usunięty za dwa tygodnie. Teraz Kubuś dochodził do siebie. Miał zezwolenie na picie Coca-Coli, co od razu "zwiększyło" jego zdrowie, a w pokoju miał kolegę w tym samym wieku wraz z TV i PlayStation. No więc chłopcy mieli co robić w ciągu dnia....

W sobotę, 17 lipca, wyszliśmy do domu. Wracając zahaczyliśmy o MM, aby dokupić pada i nową grę na rekonwalescencję - Madagaskar 2. Niestety pierwszej części, w którą grał w Szpitalu, w sklepie jak MM już nie kupisz, bo "stara" jest. Ale ta także mu się spodobała.

Madzia stęskniona serdecznie nas przywitała. Tym bardziej jej smutno było, gdyż w piątek Agata i Jacek wyjechali do cioci na wakacje, a więc została na prawie 24 godziny bez żadnego rodzeństwa. Nie pocieszał ją fakt, że w tej sytuacji "wszystko" było jej, to jeszcze nie ten wiek. Można powiedzieć, że była nawet smutna, że została sama. W związku z tym po obiedzie Madzia, ja i Kubuś siedliśmy do gry Madagaskar.

Kubuś został wypuszczony ze Szpitala jeszcze ze szwami. Na ich zdjęcie mieliśmy się zgłosić dopiero w piątek. Do tego czasu wszelkie kąpiele, a także dłuższe wycieczki czy spacery nie wchodziły w rachubę. Blizna Kubusia bolała, więc nikt nie chciał jej nadwyrężać. Stąd tydzień, w sumie pięknego i gorącego lata, spędzony w domu przed TV z wiatrakiem....


Poniedziałek, 12 lipca 2010 r., Dzień przed operacją

Od początku wakacji, czyli 25 czerwca, bo tak w szkole wypadało zakończenie roku szkolnego do 12 lipca kursowaliśmy do szpitala dwa razy dziennie na karmienie motylka.

Lato w tym roku dopisało, więc koniec czerwca i lipiec były upalne. Basen rozstawiony, ale niestety Kubuś nie mógł się kąpać.... Jedynie co, to nogi mógł zamoczyć. Motylka nie można zmoczyć.... W sumie mu to przez pewien czas nie przeszkadzało, był zadowolony, że ma motylka, ale upał, basen czy nawet wyjazd nad obiecane morze nie były dla niego dostępne. Zabranie dziecka nad morze i zakazanie mu kąpieli, to uważam chyba za najbardziej wredne wakacje. W związku z tym nigdzie nie pojechaliśmy.

Ponieważ było bardzo upalnie, a Kubuś nie mógł się kąpać, to była szczęśliwa z posiadania PS2 i wiatraczka chłodzącego (który "zdobyliśmy dosłownie zanim ludzie się na nie rzucili, o czym nawet w dzienniku mówli). Mimo wszystko nie były to udane jak na razie wakacje, a miały się do końca okazać nieudane pod względem urlopowo-wycieczkowym.

Doskonale też wiedzieliśmy, że operacja ma nastąpić w najbliższym czasie. Nie chciałam operacji w wakacje; chciałam, aby była na jesieni. Kubuś miałby normalne wakacje (ostatnie przed szkołą), do tego w wakacje zawsze jest tłok na oddziale chirurgicznym... , a jesienią jest zdecydowanie mniej tam osób... Ale niestety, jałowość moczu zwyciężyła i zamknięcie drugiej stomii miało nastąpić w lipcu. Operacja została w końcu zaplanowana na 13-go lipca.